sobota, 9 grudnia 2017

Wysokie płoty tato grodził

Płoty (Fences)
USA, Kanada 2016
reż. Denzel Washington
gatunek: dramat
zdjęcia: Charlotte Bruus Christensen
muzyka: Marcelo Zarvos

Chyba wszyscy kojarzą Denzela Washingtona jako aktora. Nie każdy jednak zapewne wie, że Amerykanin okazjonalnie zajmuje się też reżyserowaniem filmów (w których to też sam się później obsadza). Najnowszym dziełem duetu reżysersko-aktorskiego Denzel Washington - Denzel Washington jest właśnie ten doceniony w kraju powstania, a całkowicie olany przez naszych rodzimych dystrybutorów film. 


Akcja filmu została osadzona we wciąż rasistowskich Stanach Zjednoczonych lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Poznajemy losy czarnoskórej robotniczej rodziny Maxsonów; Troya (Denzel Washington), jego żony Rose (Viola Davis), ich wchodzącego w dorosłość synów Lyonsa (Russell Hornsby) i Cory (Jovan Adepo) oraz niepełnosprawnego intelektualnie brata Troya, Gabriela (Mykelti Williamson).


Niezbadane są koleje losów zagranicznych filmów (również tych made by USA), które to wypuszczane są na rodzimy rynek do dystrybucji kinowej. Każdego tygodnia widzów pojawiających się w piątkowe popołudnia w multipleksach czy kinach studyjnych czekają filmy-pułapki o wątpliwej wartości zarówno komercyjnej, jak artystycznej, które to często z nieznanych nikomu przyczyn pozostają na afiszach przez kilka tygodni. Przy okazji wiele perełek jest kompletnie przeoczonych. Z oczywistą szkodą dla widza. Tak mamy też i w tym wypadku. Najnowszy film Washingtona nigdy nie zawitał do polskich sal kinowych i o ile mogę zrozumieć decyzję, by nie puszczać tego filmu w multipleksach, to fakt, że obraz został kompletnie pominięty w kinach studyjnych jest dla mnie niezrozumiały. Nawet po sukcesie oscarowym (statuetka dla Violi Davis za rolę drugoplanową oraz nominacja do najlepszych filmów roku) nikt nie zainteresował się tym, by pokazać go w polskich kinach. A szkoda, gdyż film jest naprawdę wart obejrzenia. Odchodząc nawet od samej historii, która choć nie jest skomplikowana, to ogląda się ją bardzo dobrze (a przy okazji ma się możliwość dowartościować intelektualnie), to wszystko inne jest równie warte obejrzenia i poznania. A może nawet i bardziej. Washington stworzył kameralny film, który śmiało mógłby zostać zrealizowany, jako sztuka teatralna, a nie pełnometrażowy (140 minutowy) film kinowy, jednak odpowiedni scenariusz, dobre zdjęcia, a przede wszystkim idealna wręcz gra aktorska wszystkich postaci (do wymienionych już wcześniej należy dodać też rolę Stephena Hendersona. Naprawdę warto obejrzeć ten film i delektować się każdym dialogiem i kadrem. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz