USA 2017
reż. Lucia Aniello
gatunek: komedia
zdjęcia: Sean Porter
muzyka: Dominic Lewis
Po niekwestionowanym sukcesie trylogii Kac Vegas (a przynajmniej jej pierwszej i drugiej części) twórcy zauważyli rosnące zapotrzebowanie na głupie komedie kumpelskie. Tym sposobem powstało w ciągu dekady kilkadziesiąt filmów opierających się na podobnych schematach (próbowano tego także u nas, czego rezultatem jest jeden z najgorszych polskich filmów wszech czasów, Kac Wawa) ale raczej biorąc pod uwagę ich co najwyżej przeciętną jakość żaden z nich nie został zapamiętany dobrze, jak Kac Vegas. Po czasie trochę zmieniono format tych filmów feminizując je, przez co coraz więcej na rynku produkcji tego typu z kobietami w roli głównej. Ten jest jednym z nich.
Kandydująca na urząd senatorski Jess (Scarlett Johansson) wychodzi za mąż. Z tej okazji jej koleżanki ze studiów (Jillian Bell, Zoë Kravitz i Ilana Glazer) oraz przybyła z Australii Pippa (Kate McKinnon) planują spotkać się po latach i zorganizować dla niej wieczór panieński w domku w Miami. Po wypełnionym używkami wieczorze w wynajętym przez kobiety domku ginie striptizer...
Czy kiedyś, przy jakiejś innej okazji pisałem już o tym, że początkowa kariera Scarlett Johansson zapowiadała się o wiele lepiej? Znając mnie zapewne już to robiłem. Ale trudno, napiszę to jeszcze raz. Aktorka naprawę zaczynała ambitnie, a jak na razie tuła się po filmach klasy C oraz produkcjach superbohaterskich. Wybrała łatwą drogę do kasowego sukcesu, szkoda jednak, że kosztem aktorskich ambicji.
Co do filmu mamy tu po raz setny podobną historię, opartą na podobnym pomyśle i tym samym niskim humorze. Oczywiście zmieniają się twarze, zmieniają się imiona, trochę inna jest lokalizacja ale wszystko generalnie jest zgodne z jedną, stałą linią produkcyjną dla filmów tego typu. To, co najbardziej mnie wkurza to fakt, że od kilku lat w tych wszystkich feministycznych kumpelskich produkcjach zawsze jest gruba baba. Żeby sobie ona tam po prostu była to jeszcze nie problem, ludzie są i chudzi i grubi więc niech sobie będzie. Jednak nie. W tych filmach zawsze jest gruba baba, która mimo że powinna każdego odpychać to jest seksualną bestią, wiecznie napaloną erotomanką, która nie myśli o niczym innym niż seks (może jeszcze o jedzeniu) i co gorsza ciągle ma swoich adoratorów. Dziwne, że tutaj nie występuje w roli zboczonej grubej baby Rebel Wilson, która w ostatnich latach jest etatowo zboczoną grubą babą Hollywood, a niejaka Jillian Bell.
Jeśli chodzi o sam film to ciężko coś mądrego napisać. Każdy, kto widział jakiś podobny wcześniejszy film powinien generalnie wiedzieć czego się spodziewać. Da się to obejrzeć, poziom humoru mimo niskich lotów jest na tyle specyficzny, że czasem można się uśmiechnąć, fabularnie chociaż oklepane, to jednak oglądanie nie boli. Cóż, jeśli ktoś kupuje ten rodzaj rozrywki to na pewno znajdzie coś dla siebie. Ot taki łatwy film do zobaczenia i zapomnienia chwilę później. Zresztą nigdy nie aspirował na coś innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz