USA 2002
reż. Clint Eastwood
gatunek: kryminał, sensacyjny
zdjęcia: Tom Stern
muzyka: Lennie Niehaus
Jak już zapewne przy kilku okazjach wspomniałem lubię i cenię sobie Clinta Eastwooda zarówno aktorsko, jak i w roli reżysera (co najwyżej nie podoba mi się przeważnie jego postawa polityczna, jednak nie o tym jest ten blog i nie mieszam dziedziny filmowej z politycznym bagnem). Obecnie już dobiegający do dziewięćdziesiątki Eastwood częściej produkuje się jako reżyser, więc warto przypomnieć film z jego wcześniejszych dokonań w tej dziedzinie.
Doświadczony agent FBI Terrell McCaleb (Eastwood) podczas pościgu za przestępcą dostaje zawału i ledwie odratowany udaje się na zasłużoną emeryturę. Po pewnym czasie zgłasza się do niego matka zamordowanej dziewczyny (Wanda De Jesus) prosząc go, by pomógł złapać sprawcę. McCaleb po wielu prośbach decyduje się zabrać za sprawę. Do pomocy werbuje mieszkającego nieopodal znajomego, Buddy'ego (Jeff Daniels).
Lubię Eastwooda w filmach, gdzie kreuje podobnych bohaterów, jak tutaj (na przykład cykl przygód Harry'ego Callahana). \Wydaje się on odpowiednią osobą na swoim miejscu, czując się jak ryba w wodzie w rolach działających na granicy prawa policjantów, detektywów etc. Niestety w opisywanym filmie Clint jest już dobrze po siedemdziesiątym roku życia i widać, że to łabędzi śpiew jego aktorskiego twardego, policyjnego emploi. O ile w scenach statycznych, dialogowych jest on wciąż starym, dobrym Eastwoodem znanym z wcześniejszych dokonań, to jednak przekombinowane sceny akcji w jego wykonaniu kłują w oczy. Gorzej jest jednak jeszcze w scenach hmm romansowych, które też mają tu miejsce w wykonaniu aktora-reżysera. Nie byłoby to takie rażące, gdyby ów romans nawiązany był z kobietą około 60. letnią, jednak Clint wybiera sobie kobiecinę ponad trzydzieści lat od siebie młodszej. No trochę nie na miejscu.
Także fabularnie jest średnio - film, choć zaczyna się całkiem obiecująco (nie licząc scen akcji w wykonaniu Clinta), to później zaczyna kuleć, zaś tendencyjna i przewidywalna końcówka również nie jest szczytem wyrafinowania.
Reasumując dostajemy przeciętny film ze starzejącym się gwiazdorem. Film, jakich wiele w temacie więc raczej tylko dla fanów gatunku lub (oraz) reżysera-aktora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz