niedziela, 15 lutego 2015

Czarowanie bez magii

Miłość w blasku księżyca (Magic in the Moonlight)
USA 2014
reż. Woody Allen
gatunek: komedia
zdjęcia: Darius Khondji

Jednym z fundamentalnych pytań w całej historii ludzkości były pytania związane ze sferą duchową, metafizyczną. Ludzie praktycznie od zawsze zadawali sobie pytania rzędu 'czy jest bóg, czy go nie ma', 'co się dzieje z nami po śmierci' lub 'czy istnieją duchy i inne wymiary'. Za kwestionowanie niektórych poglądów lub wiarę w inne często można było stracić życie na przykład udając się na stos. Ale od zawsze człowieczą wiarę w istoty nadprzyrodzone wykorzystywali oszuści i szarlatani, którzy rzekomo potrafili widzieć więcej niż zwykli śmiertelnicy. O jednym z takich przypadków opowiada właśnie ten film.


Mamy rok 1928. Śledzimy losy niejakiego Stanleya Crawforda (Colin Firth) , który to jest utalentowanym magikiem i udając Chińczyka Wei Ling Soo przemierza świat dając swe iluzjonistyczne występy. Oprócz talentu do sztuczek będący zatwardziałym racjonalistą Crawford zajmuje się także ujawnianiem fałszywych medium. Gdy jego jedyny przyjaciel, a poza tym inny wykrywający oszustów magik Howard (Simon McBurney) prosi go o wykrycie metod, jakimi posługuje się pewna podająca się za medium młoda kobieta - Sophie Baker (Emma Stone), która to dzięki swym seansom spirytystycznym zyskuje uznanie mieszkających w południowej Francji rodziny bogaczy. Stanley zgadza się jechać do Francji i poznaje zarówno Sophie, jak i jej matkę, które to korzystają z gościnności bogatej Grace (Jacki Weaver) oraz jej zakochanego w Sophie syna Brice'a (Hamish Linklater). Stanley zaczyna bacznie przyglądać się poczynaniom Sophie i wkrótce będzie musiał porzucić swe racjonalistyczne poglądy...


Ktoś kiedyś powiedział mi, że jedynym plusem filmów Woody'ego Allena jest to, że są one krótkie. W tym wypadku jestem skłonny przyznać dużą część racji. Bo opinia ta tutaj trafia jeśli nie w dziesiątkę, to bardzo jej blisko. Na pierwszy rzut oka mamy tutaj wszystko, co powinno być w takim filmie. Lekkie podejście do tematu, piękne krajobrazy, przyzwoitą fabułę, niezłą grę aktorską etc. Jednak oglądając to widzimy, że mamy do czynienia z wydmuszką. Na pierwszy rzut oka wszystko ładnie i pięknie, jednak w środku pusto. Historia jest przewidywalna do bólu i banalna w swej prostocie. Widzimy po raz setny podobną historię, w trochę innej po prostu konfiguracji. Fabuła jest prosta i przewidywalna. Krajobrazy są ładne, ale w sumie w kółko jesteśmy raczeni kilkoma widoczkami. Najgorsze jest to, co położy każdy film określający się jako komedię. Nie śmieszy. Komedia śmieszyć powinna. W różnym stylu, nieważne jakim, ale powinien się pojawić uśmiech. Tutaj w zasadzie tego nie ma. Woody Allen tworząc co rok nowy film wpadł w pułapkę odtwórstwa z samego Woody'ego Allena. Oglądając wcześniej kilka jego filmów można śmiało chyba zaryzykować tezę, że na te nowe nie warto już tracić czasu, gdyż po prostu zobaczymy znowu to samo w trochę zmienionej konfiguracji. 
Ogólnie dostajemy lekki i przyjemny film, który po bliższym przyjrzeniu jawi się jako swoisty przerost formy nad treścią. I nawet całkiem dobry główny duet aktorski pojawiający się na tle ładnych widoczków tego nie zrekompensuje. Bardzo średnio. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz