czwartek, 5 lutego 2015

Doktor Google radzi

Przychodzi facet do lekarza (Supercondriaque)
Francja 2014
reż. Dany Boon
gatunek: komedia
zdjęcia: Romain Winding
muzyka: Klaus Badelt


Czy gdy wam coś dolega korzystacie z pomocy doktora Google? Ja tak. Po każdym wpisaniu w przeglądarce haseł typu ból brzucha, ból głowy etc dowiedzieć się mogę, że na 90% mam jedną z odmian raka, ewentualnie białaczkę. Przyjemne i optymistyczne diagnozy, nie? Dlatego od początku opisywanego właśnie filmu zauważyłem pewną nić łączącą mnie z głównym bohaterem tej francuskiej komedii. Tylko, że jego hipochondria jest jeszcze sto razy bardziej męcząca.


Niespełna czterdziestoletni Romain Faubert (w tej roli sam reżyser Dany Boon) jest hipochondrykiem. Mimo, że wszystkie możliwe do wykonania badania ciągle udowadniają mu, że jest zdrowy jak przysłowiowa ryba ten wciąż paranoicznie boi się wirusów, zarazków i krążących po świecie chorób. Jest też utrapieniem pewnego lekarza, doktora Zvenki (Kad Merad), którego gabinet odwiedza codziennie przez osiemnaście lat. Po traumatycznym zdarzeniu, jakim jest dla Romaina śmierć przyjaciela, z którym wybrał się do baru doktor Zvenka niechętnie pozwala mu ze sobą zamieszkać na pewien czas doprowadzając tym do szału swą żonę - psycholożkę. Doktor stwierdza, że lekarstwem na dolegliwość Romaina jest znalezienie mu kobiety. Zakładają Faubertowi konto na portalu randkowym, jednak trudne usposobienie bohatera niweczy próby kontaktu z kobietami. Wszystko jednak zmienia się, gdy Zvenka zabiera go na misję humanitarną, mającą nieść pomoc medyczną zsiadającym na ląd w Calais uchodźcom z fikcyjnego państwa, z którego pochodzi rodzina lekarza...


Twórcy Jeszcze dalej niż Północ (za który to film niedługo wreszcie mam nadzieję też uda mi się zabrać) zrobili tutaj komedię, którą ogląda się z niezobowiązującym zadowoleniem. Nie każdy żart czy zabawna sytuacja jest tutaj wysokich lotów, ale ogólnie mamy do czynienia z produkcją, w której co jakiś regularny czas pewne sceny czy dialogi spowodują uśmiech widza, a czasem nawet głośny śmiech. Z komediami jest tak, że każdy może uśmiechnąć się w innym momencie, więc nie będę nawet wymieniał przykładów zabawnych sytuacji. Ale gwarantuję, że oglądając scenę pod prysznicem prawie każdy się uśmiechnie.
A o to w komediach chodzi. Mamy tu także przemycony problem nielegalnych uchodźców, samotności czy hipochondrii, a także śmierć bliskiego przyjaciela Romaina, jednak wszystko jest podane w taki lekki sposób, że ogląda się produkcję Boona na dużym luzie.
Nie jest to dzieło wybitne, ma swoje braki, nie każdemu pewnie spodoba się typ przedstawionego humoru, jednak jak dla mnie to jest idealna pozycja na długie zimowe wieczory.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz