USA 2007
reż. Jake Kasdan
gatunek: komedia, muzyczny
zdjęcia: Uta Briesewitz
muzyka: Michael Andrews
Historie pionierów współczesnej muzyki to bardzo wdzięczny temat dla filmowców. Mieliśmy przecież wyreżyserowany przez Olivera Stone'a The Doors z rewelacyjną rolą Vala Kilmera w roli Jima Morrisona, a także opowieść o Ray'u Charlesie z Jamie'm Foxxm w głównej rolę, czy opowieść o Johnny'm Cashu w filmie pod tytułem Spacer po linie z główną rolą Joaquin'a Phoenixa. W opisywanym filmie mamy do czynienia z produkcją quasibiograficzną o życiu i karierze fikcyjnej gwiazdy rock n'rolla.
Poznajemy losy Deweya Coxa (John C. Reilly), który to zaczynając od niczego wspiął się na sam szczyt muzycznej kariery. Śledzimy jego losy od wczesnego dzieciństwa, gdy w wieku siedmiu lat przepołowił przypadkiem na pół swego brata maczetą, po jego udział w konkursie młodych talentów w rodzimym miasteczku, gdzie w wieku 14 lat śpiewa odważną jak na te czasy piosenkę Take My Hand przez którą to musi odejść z miasteczka. Później widzimy go jak pnie się w górę artystycznej hierarchii, miewa problemy z kolejnymi żonami, a także popada w uzależnienie od każdego znanego światu narkotyku. Mamy okazję obserwować spotkania Coxa z największymi muzykami tamtych czasów, jak na przykład Elvisem Presleyem (w tej roli sam Jack White) czy Beatelsami.
Film jest komedią, która wyśmiewa wiele motywów zawartych w filmach biograficznych o muzykach. Sam tytuł filmu - Walk hard jest zarówno pierwszym hitem Coxa i nawiążuje do Walk the line, który to utwór był trampoliną do sukcesu kariery Casha. Wiele innych elementów z życia Johnny'ego Casha jest tutaj właśnie użytych. Wspomnieć można choćby dorastanie na kompletnym zadupiu, czy niechęć ojca obwiniającego artystę za śmierć drugiego syna.
Już w pierwszych scenach, w czasie których poznajemy okoliczności śmierci brata Daweya pokazuje nam z jakim typem humoru będziemy mieli do czynienia. Niestety humor przeważnie jest tutaj niskich lotów, co dla mnie obniża ocenę filmu. Chociaż kilka żartów było użytych dobrze i zręcznie.
Pokazanie kompletnego życia muzyka, które skupia się na życiu rodzinnym (trudnym), karierze muzycznej (zadziwiająco sprawnej), przygodach z otaczającymi go gruppies (411 potwierdzonych kobiet i prawie 40 dzieci) oraz uzależnieniu od używek (wszystkich dostępnych w danym czasie) sprawia, że film trwa ponad dwie godziny. Przyznam, że to trochę za długo i lepszym rozwiązaniem byłoby zrezygnowanie z jakiegoś elementu i skrócenie produkcji o 20 minut. Jednak dzięki długości filmu mamy okazję zobaczyć wszystkie najważniejsze epoki rocka od początków w latach 50 XX wieku niemal do teraz. A klimat, scenografia i kostiumy są bardzo dobrze przygotowane.
Trochę śmieszy to, gdy poznajemy 14 letniego Coxa, którego od tego momentu gra ten sam ponad czterdziestoletni aktor. Na starość jest postarzany, lecz gdy ma lat 14 wygląda tak samo, jak później będąc po 40. Trochę to śmieszne. Tak samo śmieszny jest syndrom Snajpera, gdzie w roli niemowlęcego dziecka bohatera wciela się lalka.
Mocną stroną produkcji jest też muzyka. John C. Reilly zrobił kawał dobrej roboty, dzięki czemu czystą przyjemnością jest słuchać jego piosenek na ekranie. A występy wokalne to znaczna część tego filmu. Wyszedł nawet soundtrack, który zyskał bardzo dobre recenzje.
Reasumując mamy tutaj dobrze zrealizowaną podróż przez najlepsze dekady rocka, wypełnioną dobrą muzyką oraz świetną scenografią i charakteryzacją. Jednak humor, jaki zawarty jest w filmie odbiera kilka punktów, co czyni produkcję tylko powyżej średniej. A mogło być bardzo dobrze. Jednak fani klasycznego rocka śmiało mogą oglądać!
Ładny film i rzeczywiście przyjemny soundtrack :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.
OdpowiedzUsuń