Belgia, Francja, Luksemburg 2015
reż. Jaco Van Dormael
gatunek: komedia, dramat
Na ten film czekałem od wielu miesięcy, od czasu gdy pierwszy raz zdarzyło mi się przeczytać krótką notkę o nim w jednym z miesięczników. Pomysł filmu wydawał mi się trafiony, wszystko przedstawiało się ciekawie i dość kontrowersyjnie. Jednym słowem super temat, który mógłby zostać dobrze wykonany żeby powstał interesujący film. Niestety już zwiastun sugerował, że może być niezbyt dobrze z końcową jakością. I niestety ogólny efekt jest jaki jest.
We współczesnej Brukseli w jednym z bloków zamieszkuje Bóg (Benoît Poelvoorde)wraz z rodziną w postaci żony (Yolande Moreau) i dziesięcioletniej córki o imieniu Ea (Pili Groyne). Bóg całymi dniami zajmuje się terroryzowaniem swej rodziny, wymyślaniem złych rzeczy, które będą przydarzać się ludzkości i oglądaniu hokeja w telewizji. Zbulwersowana postawą ojca Ea postanawia uciec z domu żeby kontynuować dzieło swego brata, JC. Zanim ucieka wysyła z komputera Boga wszystkim ludziom informacje o dacie ich śmierci. Na Ziemi dziewczynka znajduje kloszarda (Marco Lorenzini), który pomoże spisać jej Zupełnie Nowy Testament i znaleźć nowych apostołów. Sfrustrowany Bóg wyrusza, by ją złapać.
Film ten miał wszystko co potrzebne, by się udać. Zarówno ciekawą wizję Świętej Rodziny, gdzie Bóg wyglądający na mieszkającego w spelunie nieogolonego lumpa w szlafroku i w sandałach zgodnie z modą polską w obowiązkowych skarpetkach, który bardziej pasuje do lokatorów kamienicy znanej ze Świata według Kiepskich niż kościelnych ksiąg, posiadający naprawdę dobrych w skali europejskiej aktorów z Perlvoordem czy Catherine Deneuve w rolach głównych i świetną młodą Groyne w roli Ei (dziewczynka zaliczyła wcześniej epizod w Dwa dni, jedna noc u boku Marion Cotillard). Niestety mimo tego dobrego, niesztampowego pomysłu i naprawdę niezłej postawie aktorów film nie zdaje egzaminu. Reklamowany jako komedia moim zdaniem specjalnie nią nie jest. Oprócz kilku żartów często średniej klasy mamy do czynienia z bardzo smutną w swej wymowie produkcją, która bardziej skłania do refleksji niż swobodnego śmiechu. Pomysł zaś na takie oryginalne przedstawienie Boga został koncertowo spieprzony i oprócz dobrze zapowiadającego się początku mamy mało ciekawą akcję. W sumie przez większość swego trwania w filmie tym wieje po prostu nudą i dawno będąc w kinie (co ciekawe po 13 w jednym z multipleksów niemal cała sala zajęta, nie licząc osób, które wyszły podczas trwania seansu) tak nie dłużył mi się czas i od pewnego momentu tylko czekałem, aż produkcja się skończy. W sumie najlepiej wypadają sceny z udziałem Poelvoordea i gdyby na nim się skupić film może jakoś by się obronił. Niestety większość to historie zbieranych niczym pokemony nowych apostołów, które nie są specjalnie absorbujące. Niestety bardzo rozczarowałem się tym tytułem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz