USA, Wielka Brytania 2016
reż. Joel Coen, Ethan Coen
gatunek: komedia, dramat
Bracia Joel i Ethan Coenowie są jednymi z najważniejszych reżyserów światowych ostatniego ćwierćwiecza i ciężko z tym dyskutować. Przez lata wydali na świat kilka naprawdę bardzo dobrych produkcji, które zostaną zapamiętane na długie lata. Mamy więc cieszące się popularnością Fargo czy ekranizację prozy Cormaca Mccarthy'ego To nie jest kraj dla starych ludzi. Osobiście jednak ostatnim filmem ich autorstwa, który mi się podobał był remake klasycznego westernu Prawdziwe męstwo. Jak zaś wypadli przy okazji swojego najnowszego filmu?
Lata 30. ubiegłego stulecia. W Hollywood trwa tworzenie się superprodukcji kinowej pod tytułem 'Ave, Cezar'. Doglądający pracy producent, Eddie Mannix (Josh Brolin) musi sobie radzić z kilkoma problemami, takimi jak zajście w ciążę gwiazdki filmowej DeeAnny Moran (Scarlett Johansson) czy pijaństwem głównej gwiazdy produkcji, Bairda Whitlocka (George Clooney). W pewnym momencie Whitlock znika z planu filmowego. Okazuje się, że został porwany...przez komunistów.
Reżyserskie grube ryby Hollywood przyciągają równie wielkie nazwiska aktorskie. Oprócz wymienionych już wyżej w obsadzie swoje pięć minut (a czasem nawet mniej) mają między innymi Ralph Fiennes czy Channing Tatum. Jednak oprócz tego, że nazwiska te kosztowały producentów dodatkowe miliony dolarów to ich rola ogranicza się chyba tylko do fajnie prezentującego się plakatu. Ci wszyscy kasowi i w gruncie rzeczy co najmniej przyzwoici aktorzy nie zagrali zbyt wielkich ról. Przynajmniej ja wiem, że nie zapamiętam ich kreacji na dłużej niż kilka dni do przodu. Clooney, Johansson czy Tatum nigdy nie byli perfekcyjni ale tutaj są naprawdę bardzo nijacy. Może to wina marnie prowadzących ich reżyserów.
Dużym zawodem dla mnie jest też sama fabuła. Przez większość filmu nic się nie dzieje. I nic się nie dzianie nie jest często dla mnie wadą, jednak są filmy, w których wolno tocząca się akcja jest zrobiona dobrze. I nie jest to samo co nuda. A tu przez ponad połowę filmu jest po prostu nudno. Także przez te niemal dwie godziny wyłapałem może z trzy błyskotliwe dialogi, które kiedyś były wizytówką braci-reżyserów. Film w długich momentach jest o niczym. Niby coś gadają, gdzieś chodzą, coś robią ale ogólnie płycizna.
Zawiodłem się na tym filmie, od którego oczekiwałem ponad dwa razy więcej niż dostałem. Już Co jest grane, Davis przyjąłem z odrobiną zawodu, jednak to, co zafundowano nam w opisywanej właśnie produkcji jest rzeczywistym potwierdzeniem słabszej formy sławnych braci. Ale chyba w tym wypadku może już być tylko lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz