wtorek, 27 września 2016

Suicide Squad

Siedmiu wspaniałych (The Magnificent Seven)
USA 2016
reż. Antoine Fuqua
gatunek: western

Podchodziłem do tego filmu z wielką rezerwą. Mogę powiedzieć wręcz, że byłem mocno, naprawdę mocno sceptyczny faktem, że kultowy film Johna Sturgesa z 1960 roku, który uważam za jeden z lepszych westernów doczeka się jakichś kontrowersyjnych popłuczyn. Po zwiastunie oczekiwałem już wszystkiego najgorszego. Jednak następca westernowego remake'u Siedmiu samurajów w ostateczności okazał się całkiem przyjemną rozrywką.  


Bezwzględny kapitalista Bartholomew Bogue (Peter Sarsgaard) terroryzuje mieszkańców osady, której ziemie chce zagarnąć. Próbująca się przeciwstawić magnatowi obywatelka miasta, Emma (Haley Bennett) wyrusza w świat szukać rewolwerowców chętnych pomóc gnębionym. Poznaje Chisolma (Denzel Washington), który rekrutuje wkrótce garstkę odpowiednich do zadania ludzi, którzy nie mają nic do stracenia (Chris Pratt, Ethan Hawke, Vincent D'Onofrio, Byung-hun Lee, Manuel Garcia-Rulfo, Martin Sensmeier). Udają się do miasta szykować obronę przed najemnikami Bogue'a.


Najlepiej ten film oglądać w ogóle nie porównując go do oryginalnych Siedmiu wspaniałych. Łatwo, jeśli nie widziało się filmu sprzed 55 lat, jednak zakładam, że większość kinomaniaków film ten widziała,a fani westernu pewnie nawet nie raz. Super byłoby, gdyby twórcy zmienili trochę skład osobowy tytułowej kompanii na sześciu bądź ośmiu i dali inny tytuł nie nawiązując do ikony westernu. Niestety licząc zapewne na większą kasę postanowiono zaczerpnąć z hitu sprzed lat. Jednak aby oglądać ten film powinno się odstawić klasyka na półkę i patrzeć na produkcję z 2016 roku jako na odrębne dzieło. No bo zresztą jak porównywać Brynner'a, Wallacha, McQueena czy Bronsona do Washingtona, Sensmeiera czy Byung-hun Lee? Połowa niemal obecnej siódemki stanowią tak niewesternowi bohaterowie, jak czarnoskóry (w klasycznym westernie nie do pomyślenia, chociaż Tarantino czy Eastwood już z tego pomysłu korzystali), Indianin i Koreańczyk w jednej drużynie sprawiedliwych na XIX. wiecznym Dzikim Zachodzie? W sumie brakuje chyba tylko transwestyty, Eskimosa i Pigmeja. Niestety nie zawsze polityczna poprawność sprawdza się na 100%. A wstawianie postaci o określonym kolorze skóry, tam gdzie ich nie ma (czy nie było) to już przesada równie spore, jak oskarżanie konsolowego i komputerowego Wiedźmina o brak w tym świecie postaci czarnoskórych. No ale chyba od tego rzeczy w kinie hollywoodzkim nie unikniemy. Niestety nie unikniemy też chyba czegoś znacznie gorszego - mainstreamowy amerykański rynek filmowy stał się molochem produkującym filmy dla dzieci. Wszechobecne PG13 zabiło współczesne kino multipleksowe. Ten film też jest od 13 roku życia więc zapomnijcie o widoku krwi - jak to w westernie strzela się bardzo dużo, trup pada, czasem nawet poharatany nożem - ale wszystko to odbywa się bezkrwawo, a bohaterowie składający się z największych zabijaków nie powiedzą nic kwiecistym językiem. Bardzo wszystko tu grzeczne. Szkoda, bo obecnie idąc do kina - multipleksu na 10 produkcji cztery to animowane bajki, a reszta to produkcje familijne, gdzie PG15 świadczy już o odwadze producentów filmu. Strasznie przykre.
Jednak wracając do samego filmu - naprawdę nie było źle. Patrzy się na to z niekłamaną przyjemnością. Fabuła jest prosta i typowo westernowa, połowę stanowi wprowadzenie do akcji i zaprezentowanie postaci, druga część to już przygotowania do obrony i sama walka. Walka pokazana całkiem sprawnie, na którą patrzy się z ciekawością (choć jest jak wspomniałem bezkrwawo). Jest to także kanoniczna opowieść o męskiej przyjaźni, walce o lepszą sprawę i inne tradycyjnie westernowe wartości. Dwie godziny filmu naprawdę szybko mijają i nie trzeba patrzeć na zegarek. Cieszą także pewne nawiązania do oryginalnego dzieła, szczególnie w końcówce. Słysząc w początkowej scenie napisów końcowych motyw muzyczny filmu z 1960 roku wychodziłem naprawdę zadowolony. I mimo wielu rzeczy, które niezbyt mi się podobały to wychodząc z siódmej sali kinowej nie zastanawiałem się nad oceną, bo ta mogła być tylko jedna - SIEDEM. Przy niedostatku westernów na rynku - warto cieszyć się z tego filmu, choć do sukcesu pierwowzoru nie zbliży się on ani na krok.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz