poniedziałek, 21 września 2015

Strachy na lachy

Przylądek strachu (Cape fear)
USA 1991
reż. Martin Scorsese
gatunek: thriller

Na jubileuszowy, 200 post zamieszczony na blogu w tym roku przypada opisanie filmu Martina Scorsese z Robertem De Niro w roli głównej. Biorąc pod uwagę niezaprzeczalną klasę reżysera oraz głównego aktora, sam gatunek produkcji, dla którego wtedy właśnie przypadły złote czasy oraz fakt, że film jest nową wersją samej siebie sprzed 30 lat (wtedy w reżyserii J. Lee Thompsona z Robertem Mitchumem i Gregory'm Peckiem w rolach głównych) wydawało się że będzie to film wart uwagi.


Po czternastu latach odsiadki na wolność wychodzi gwałciciel Max Cady (Robert De Niro). Swe pierwsze kroki kieruje do broniącego go przed laty, tuszującego dowody na jego korzyść adwokata Sama Bowdena (Nick Nolte). Kryminalista zaczyna wkrótce prześladować adwokata oraz jego rodzinę w postaci żony (Jessica Lange) i niepełnoletniej córki (Juliette Lewis). 


W sumie film, który ma być dreszczowcem, a nie powoduje swoją obecnością atmosfery grozy, zagrożenia czy zaszczucia nie jest pełnoprawnym przedstawicielem gatunku. W filmie Scorsese nie odczuwa się chyba żadnej z wyżej wymienionych cech. Mająca budzić lęk i obawy niepokojąca muzyka nabrzmiewająca co jakiś czas jest zbyt groteskowa, śmiech głównego antagonisty tak złowieszczy, że aż śmieszny, gra aktorska prześladowanej rodziny natomiast tak ekspresyjna, że przypominająca bardziej teatr telewizji (i to ten marniejszy) niż hollywoodzkie kino. Jedyną osobą, która broni się w tej produkcji jest odtwarzający rolę prześladowcy Maxa Cady'ego Robert De Niro, który to nie po raz pierwszy pokazał klasę i w jakimś małym stopniu ratuje jednak ten film przed naprawdę najsłabszymi notami. 
Fabularnie należy spuścić na produkcję kurtynę milczenia, gdyż scenariusz jest tak prosty i przewidywalny, a miejscami wręcz głupi (jak choćby zachowanie córki adwokata czy niezniszczalność Cady'ego), że szkoda gadać. Może w czasie niezbyt rozbudowanych filmów post noire z początków lat 60. coś takiego dawało radę, jednak po latach to samo nie robi wrażenia, tak jak wrażenia nie robią już niezbyt rozgarnięte komedie z Flipem i Flapem obrzucającymi się tortami czy wpadającymi na grabie. Inne czasy, inne zasady. 
Jestem bardzo rozczarowany filmem i naprawdę nie polecam. Można obejrzeć tysiące lepszych filmów, na to jednak szkoda czasu. Chyba, że jest się psychofanem De Niro, który jak już pisałem - mimo klapy filmu zaprezentował się dobrze. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz