niedziela, 5 października 2014

Gdzie się podziała Belén?

La Cara oculta
Hiszpania, Kolumbia 2011
reż. Andrés Baiz
gatunek: thriller
zdjęcia: Josep M. Civit
muzyka: Federico Jusid

Adrián (w tej roli Quim Gutiérrez) jest dyrygentem filharmonii. Gdy dostaję ofertę pracy przeprowadza się z Hiszpanii do stolicy Kolumbii - Bogoty. Wraz z nim do nowego kraju jedzie jego dziewczyna - Belén (Clara Lago). Razem wynajmują stojący samotnie dom w oddali od miasta. W pewnym momencie dziewczyna znika, zostawiając dyrygentowi enigmatyczne nagranie, w którym oznajmia swe odejście. Adrián szybko znajduje pocieszenie w osobie młodej barmanki Fabiany (Martina García)...


Film Baiza jest zręcznie przygotowanym thrillerem, jednak trochę zmniejsza napięcie, gdy już w połowie swego trwania zdradza wiele szczegółów fabularnych. Wtedy już wiemy co zdarzyło się z Belén i poznajemy szybko wcześniejsze wydarzenia z jej perspektywy, by na końcu poznać zakończenie historii. Historii, która ogólnie została wymyślona dość zgrabnie i z przyjemnością śledzi się wydarzenia mające miejsce na ekranie. W śledzeniu tym pomaga główne aktorskie trio, które jest bardzo wiarygodne i spełnia pokładane przez widza nadzieje na zobaczenie dobrej gry. 
Baiz pokazuje wiele całkiem odważnych scen, mamy tu i nagość i sceny seksu, wszystko to jednak dobrze komponuje się z fabułą i nic nie jest dodane na siłę. A tej odwagi coraz częściej brakuje w hollywoodzkich produkcjach. Dzięki reżyserowi widz ma możliwość zaznajomić się dokładniej z dwoma zdolnymi aktorkami, za co duży plus :)
Sama akcja głównie toczy się w wynajmowanym przez Adriána domu oraz w filharmonii, jednak jest też miejsce na pokazanie Bogoty z kilku kadrów z lotu ptaka. Miasto i jego usytuowanie robi przepiękne wrażenie i przynajmniej ja chętnie bym kiedyś poznał te rejony. 

Ta hiszpańsko-kolumbijska koprodukcja na pewno nie zasługuje na miano thrillera doskonałego jednak potrafi się obronić ciekawym pomysłem, dobrze dobraną obsadą oraz samą realizacją. Jeśli ktoś jest fanem kina europejskiego (a zwłaszcza hiszpańskiego), lubi ten gatunek filmowy oraz ceni sobie obecność młodych, pięknych i utalentowanych aktorek jest to produkcja dla niego! 90 minut filmu przejdzie szybko w oczekiwaniu na poznanie prawdy o losach Belén, Fabiany oraz Adriána.




piątek, 3 października 2014

Ranking Tygodnia 3

To już trzeci tygodniowy ranking, zbliżamy się powoli do czwartego zestawienia i tym samym też do Rankingu Miesiąca.
W tym tygodniu czas pozwolił tylko na cztery produkcje, ale były to jednak rzeczy powyżej przeciętnej, które przeważnie mogłyby się śmiało ubiegać o wysokie miejsca w tygodniu poprzednim. Tak więc oto mój subiektywny ranking z ostatnich siedmiu dni.

Ranking Tygodnia 3: 

                                                            1. Frantic (Francja, USA, 1988) 









Co zrobić z niechcianym sobowtórem?

The Double
Wielka Brytania 2013
reż. Richard Ayoade
gatunek: dramat
zdjęcia: Erik Wilson
muzyka: Andrew Hewitt

Zamknięty w sobie Simon (w tej roli znany z The Social Network czy Zombieland Jesse Eisenberg) pracuje w fabryce. Żyje w alienacji od świata, jest niedoceniany w pracy, wyszydzany przez matkę oraz ignorowany przez kobietę, w której jest zakochany (Mia Wasikowska). Jednak nie umie lub nie chce zmienić stanu rzeczy. W pewnym momencie w fabryce, w której pracuje Simon zostaje zatrudniony niejaki James - osoba, która wygląda i ubiera się zupełnie jak Simon, lecz ma całkiem odmienny od niego charakter.


Ayoade obsadził w dwóch głównych rola Eisenberga i dobrze na tym wyszedł. Obserwując zachowanie zarówno Simona, jak i Jamesa widzimy, że mamy do czynienia z tą samą, ale jednak kompletnie inną osobą. Swą grą aktorską fantastycznie oddaje on kontrasty, jakie dzielą obie te postaci. Rola Eisenberga jest na pewno najmocniejszym punktem produkcji.
Drugim walorem, który wzbudza uwagę widza jest świat przedstawiony w filmie. Mamy tu do czynienia z mieszanką Orwella i Kafki. Świat jest tu zły i tajemniczy, niby rzecz dzieje się praktycznie w naszej rzeczywistości, jednak każdy już po kilkunastu minutach może stwierdzić, że na pewno nie chciałby spędzić w tym świecie swego życia. Wieczne kontrole, szarość i podporządkowanie się pracy to jedyne perspektywy, jakie czekają tu na ludzi pokroju Jamesa.

Fabuła zostawia nam wiele niedopowiedzeń i nie daje pod koniec odpowiedzi na wszystkie pytania dociekliwych widzów. Zostawia to furtkę do domysłów, jednak ja skończyłem seans z pewnym brakiem satysfakcji. The Double na pewno nie jest też filmem przegadanym, mało w nim dialogów, dominują półsłówka podparte gestykulacją czy mimiką. Całość tworzy dość smętną atmosferę.
Ogólnie mam trudności co do oceny tej produkcji, gdyż jednak ewidentnie czegoś jej brakuje. Sama kreacja Eisenberga i ciekawy świat nie ratuje filmu, który jak dla mnie jest jednak tylko trochę powyżej średniaka. Znajdą się pewnie ludzie, którzy docenią film Ayoade, ale dla większości może to być nie do przebrnięcia. Sam tą zaledwie 90 minutową produkcję oglądałem na dwa razy. Może kogoś zachęci fakt, że inspiracją dla autorów było opowiadanie Dostojewiego pod tytułem Sobowtór.





Jim Morrison dziwnym człowiekiem był

The Doors
USA 1991
reż. Oliver Stone
gatunek: biograficzny, muzyczny
zdjęcia: Robert Richardson
muzyka: The Doors

W 20 lat po przedwczesnej śmierci lidera grupy The Doors Jima Morrisona Oliver Stone postanowił przenieść na ekran historię tej znaczącej grupy.
Widzowie mają okazję zobaczyć jak funkcjonował zespół od czasu założenia, aż do samego końca.
Główną rolę otrzymał Val Kilmer, który wywiązał się z zadania znakomicie. Pod względem wyglądu jest bardzo podobny do Morrisona, dzięki czemu widz nie czuje, że śledzi grę aktorską, tylko ma wrażenie, że uczestniczy w życiu prawdziwego Jima. A w biografiach osób, które żyły w XX wieku musi następować podobizna wizerunku aktora z odtwarzaną przez niego postacią. To już nie jest Juliusz Cezar, Jezus czy Władysław Jagiełło, gdzie producenci mają swobodę pewnej swej interpretacji postaci, tylko mamy do czynienia z osobą, która żyła jeszcze niedawno i jest licznie udokumentowana za pomocą zdjęć i wideo.
Oprócz samego wyglądu należy pochwalić Kilmera za wręcz tytaniczną pracę, jakiej dokonał ucząc się śpiewać tak, jak Morrison. W wielu biografiach dodaje się prawdziwy głos bohatera, o którym opowiada film, tutaj jednak nikt nie poszedł na łatwiznę, a efekt jest taki, że trudno odróżnić Vala od Jima. Wielkie brawa.


Ciężko mi określić, czy wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w filmie były na 100% przeniesione z realnego życia Morrisona, gdyż nie jestem na tyle zaznajomiony  w jego historii. Ale na pewno liczne skandale na koncertach, czy podczas nagrań są przedstawione realnie.
Nie ma tu miejsce na apoteozę Morrisona, nikt specjalnie go tu nie gloryfikuje. Często przedstawiony jest jako osoba skrajnie odpychająca, ktoś, z kim fajnie może zabalować jeden wieczór, ale notorycznie spotykać się z nim już nie sposób. 
Stone w swym filmie pokazuje rytm życia gwiazdy rocka w okresie znaczącej aktywności dzieci kwiatów. Oprócz muzyki ma tu miejsce nieustanne odurzanie się narkotykami, seks z kim popadnie i stałe alkoholizowanie się. Pokolenie lat 60. miało szczęście, że jeszcze nie znano wtedy AIDS. 
I choć znamy zakończenie tej produkcji to i tak mile się ogląda te wszystkie wybryki Morissona, gdzie czasem będzie chciał wyskoczyć przez okno, innym razem rozwali telewizor lub będzie gonił się po pokoju z nożami. 
Film ten pokazuje też dlaczego tak wiele znanych osób z tak zwanego 'pokolenia 27' opuścił nasz świat w tym wieku. Przypadek Morrisona ale i Hendrixa czy Joplin pokazuje, że to się nie mogło udać. Nie da się tak po prostu żyć przez lata. Morderczy tryb życia w końcu każdego zaprowadzi do nieuniknionego końca...


Ogólnie jednak dziwię się czemu film ten nosi tytuł The Doors a nie Jim Morrison. Inni członkowie zespołu są potraktowani po macoszemu i w zasadzie pełnią tylko rolę wypełniacza. Tylko mający polskie korzenie Ray Manzarek czasem stara się wybić z tej nijakości. Rozumiem, że jakieś 80/90% siły tego zespołu to charyzma lidera, ale jednak tytuł do czegoś zobowiązuje. A tutaj mamy sytuację, że gdy pierwszy raz widzimy wszystkich członków zespołu, to każdy się już dobrze zna i w piętnaście sekund wymyślają jeden ze swych hitów - Light my fire.
Mimo wszystko warto zobaczyć film Stone'a dla sporej dawki dobrej muzyki oraz dla zapoznania się z destrukcyjną karierą Morrisona. Jeśli ktoś jest fanem The Doors, rocka czy lat 60. ubiegłego wieku, a jeszcze nie widział tego filmu to powinien to jak najszybciej zrobić. 




czwartek, 2 października 2014

Wojna nie kończy się po ostatnim strzale

Drabina Jakubowa (Jacob's Ladder)
USA 1990
reż. Adrian Lyne
gatunek: psychologiczny, horror
zdjęcia: Jeffrey L. Kimball
muzyka: Maurice Jarre

Głównym bohaterem jest tutaj grany przez znanego z późniejszej głównej roli w Skazanych na Shawshank Tima Robinsa - Jacob Singer. Jacoba poznajemy w krótkiej reminiscencji, jako żołnierza walczącego w Wietnamie. Obraz ten jest jednak niepełny i pozbawiony kluczowych scen. Następnie akcja przenosi nas kilkanaście lat naprzód, gdzie będący już weteranem Singer pracuje jako listonosz, żyje w konkubinacie z Jezebel (Elizabeth Peña), a przede wszystkim cierpi na dręczące go koszmary, które w pewnym momencie zaczynają pojawiać się nie tylko we śnie, ale i na jawie...



Rzadko kiedy widz ma do czynienia z filmem tak mrocznym, przygnębiającym i ciężkim w odbiorze. Film, w którym gęstą atmosferę beznadziejności można kroić nożem. Gdzie nawet przez moment nie można dostrzec choć skrawka optymizmu płynącego z ekranu. Taką ciężką produkcją jest właśnie Drabina Jakubowa. Niepokój to słowo klucz dla dzieła Lyne'a. Od początku z niepokojem właśnie śledzimy poczynania Jacoba zmierzającego krętą drogą do zagłady. Przez swą tematykę i sposób, w jaki został zrealizowany nie jest to produkcja do każdego.
Początkowo oglądając Drabinę Jakubową myśli się, że będziemy mieli do czynienia z dramatem, później można skłaniać się do gatunku, jakim jest horror, lecz szybko można też wpaść na pomysł, że to film psychologiczny. I ciężko jest wybrać dominujący gatunek tej produkcji, gdyż bardzo często zmienia się to w czasie akcji. 


Jeśli kojarzycie sławną japońską serię gier (i później też filmów) Silent Hill, to wiedzcie, że autorzy zainspirowali się zamieszczonymi w Cichych Wzgórzach pokracznymi potworami i atmosferą właśnie dzięki opisywanej obecnie produkcji. Gdy będziecie oglądać scenę w szpitalu od razu połapiecie się w czym rzecz. 
Gra aktorska stoi tu na wysokim poziomie, a to za sprawą Robinsa i towarzyszącej mu Peñii. Warto też zauważyć, że w roli jednego z synów Singera wystąpił dobrze znany w naszym kraju Kevin sam w domu, czyli Macaulay Culkin.
Ogólnie jeśli ktoś ma ochotę na ciężkie kino, które nie pozostawi mu po seansie zbyt dużo dobrych wspomnień, tylko trochę refleksji to warto sięgnąć po ten film, by dowiedzieć się co stało się z oddziałem Sinera w Wietnamie. Jeśli zaś ktoś chce spędzić wieczór z uśmiechem na twarzy, to nie jest to produkcja dla niego.