środa, 15 listopada 2017

Zagraj to jeszcze raz, Clint

Za kilka dolarów więcej (Per qualche dollaro in più)
Włochy, Hiszpania, RFN 1965
gatunek: western
reżyseria: Sergio Leone
zdjęcia: Massimo Dallamano
muzyka: Ennio Morricone

Lubię westerny. Lubię filmy zrobione przez Sergia Leone. Lubię grę aktorską Clinta Eastwooda. A jeszcze bardziej lubię muzykę filmową skomponowaną przez Ennia Morricone. W opisywanym przeze mnie filmie występują wszystkie wymienione przeze mnie wyżej punkty. I na tym mógłbym w sumie skończyć pisać o tym filmie i po prostu polecić go tym, którzy jakimś dziwnym trafem jeszcze go nie widzieli. No ale jednak kilka zdań wypada napisać.


Do miasteczka na Dzikim Zachodzie przybywa bezimienny rewolwerowiec (Clint Eastwood). Jako łowca nagród poluje on na bandytę o przezwisku Indio (Gian Maria Volontè). Traf chce, że łotra chce złapać także inny łowca, pułkownik Mortimer (Lee Van Cleef). Po pewnym czasie obaj panowie zwierają szyki, by wspólnie dopaść przestępcę...



Jak w większości filmów z gatunku westernów sama fabuła nie jest specjalnie odkrywcza i lotna, a raczej pretekstowo i dość prosto służy do tego, by popychać akcję do przodu. W tym wypadku nie jest to jednak duży minus, gdyż cała siła filmu (jak i większości obrazów Leone i westernów jako takich w ogóle) tkwi w specyficznym klimacie, który niejako sprawia, że nie oglądamy po przygód bohaterów z poziomu umiejscowionego przed telewizorem fotela, a po prostu przenosimy się w miejsca, gdzie toczy się akcja. Czy to do spelunowatego saloonu, czy też na będącą niemą świadkininą strzelaniny pustynię - po prostu tam jesteśmy. Leone tak jak mało kto potrafił przenieść widza w wykreowany w swej wyobraźni świat kowbojów, przestępców i łowców nagród i za to wieczna mu chwała. Dodać do tego naprawdę dobre kreacje aktorskie Eastwooda (który po raz kolejny u reżysera gra tą samą postać, zresztą nie po raz ostatni, a i po zakończeniu przygody z Leone przyjdzie mu wcielić się w podobne persony), a zwłaszcza Van Cleefa, idealną pracę kamery i świetne zdjęcia (tu niemal każdy kadr można powiesić sobie na ścianie jako obrazek) oraz klimatyczną muzykę genialnego jak zawsze Morricone i mamy naprawdę western niemal idealny. Za dość schematyczną fabułę i niezbyt wyszukane dialogi trzeba niestety obniżyć ocenę całości, jednak dla miłośników gatunku jak najbardziej pozycja obowiązkowa. I nie tylko dla nich. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz