USA, Francja, Wielka Brytania 2007
reż. Woody Allen
gatunek: dramat, thriller
zdjęcia: Vilmos Zsigmond
muzyka: Philip Glass
W ostatniej dekadzie Woody Allen i jego produkcje jednoznacznie kojarzą się z masowo wytwarzanymi w corocznym planie komediami, które przeważnie przyjmowałem ze średnim entuzjazmem. Ot taka rzemieślnicza robota, gdzie wszystko formalnie jest tak, jak być powinno, jednak brak tym filmom polotu, serca włożonego w ich powstanie. Jednym z ostatnich filmów reżysera, który opierał się podobnym cyklicznym formułom jest opisywany właśnie film, któremy raczej daleko od luźnej i lekkiej komedii.
Śledzimy tu losy dwóch mieszkających we współczesnym w stosunku do powstania filmu Londynu braci. Chorobliwie ambitny Ian (Ewan McGregor) i jego brat, hazardzista Terry (Colin Farrell) wplątują się w kłopoty z powodu kolejnych długów tego drugiego. Cała nadzieja w mieszkającym poza krajem bogatym wujku Howardzie (Tom Wilkinson), który przybywając do Anglii zgadza się pomóc Terry'emu. Jednak pod pewnym warunkiem...
Na tyle przyzwyczaiłem się do stałego w ostatniej dekadzie repertuaru filmów oferowanych przez Woody'ego Allena. Na tyle bardzo, że przy projekcji opisywanej produkcji miałem mały paradoks poznawczy; niby wiedziałem kto za tym stoi, jednak nie umiałem sobie zwizualizować reżysera stojącego za tym dziełem. Przynajmniej do czasu - są jednak tutaj etatowe zagrywki choćby w stylu prowadzonych dialogów, które powodują, że rzeczywiście po czasie można przypisać film do Allena. Allena, którego jednak niespecjalnie lubię i nie uważam jego filmów (w większości) za szczególnie dobre. Także to dramatyczne-thrillerowe podejście do filmu nowojorczyka nie zrobiło na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Chociaż sama intryga w pewnym momencie jest naprawdę ciekawa i zaczyna się kleić to całość uważam za niedokończoną i jednak w wielu miejscach mało angażującą. Niestety wadą też jest ślemazarne tempo ogółu, film wlecze się niczym najgorsze rosyjskie kino drogi i z wielu rozmów i scen nic nie wynika (a co gorsze, nie budują one też klimatu). Także zatrudnienie kilku sporych nazwisk do filmu, który raczej dysponował niezbyt dużym budżetem jest przestrzelone. Farrell ani McGregor nie robią tego filmu, a na pewno mocno zalegają na liście płac. O wiele chętniej widziałbym młodych i zdolnych aktorów, którzy mogliby się mocno pokazać w filmie rutynowanego reżysera i z pewnością bardziej angażowaliby się w swojej robocie. A tak niestety jest niemrawo, nudno i sztywno. A sztywne kino to jednak nie materiał na dobry dreszczowiec. To już jednak wolę te coroczne komedie Allena.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz