USA 2016
reż. Simon Rumley
gatunek: horror
zdjęcia: Milton Kam
muzyka: Simon Boswell
Horror to obok komedii jeden z cięższych gatunków filmowych. Paradoksalnie można uznać za łatwe nakręcenie go, jednak gdy przychodzi co do czego okazuje się, że trzeba posiadać pewien niewątpliwy talent, by w obrazie filmowym przestraszyć kogoś lub po prostu zrobić dobry, klimatyczny film grozy. Niestety pokłosiem tego trudu jest to, że dziewięć na dziesięć filmów w obrębie tego gatunku to absolutnie niestrawne gnioty, których nie da się oglądać. Niestety tak też jest tym razem.
Tytułowy (w oryginale) bohater, Johnny Frank Garrett (Devin Bonnée) zostaje skazany na śmierć. Przed wykonaniem wyroku odgraża się osobą odpowiedzialnym za skazanie go. Pozostawia po sobie także list, w którym przysięga im krwawą zemstę z zaświatów. Po egzekucji jeden z uczestniczących w sprawie przysięgłych, Adam Redman (Mike Doyle) nabiera przypuszczeń, że mężczyzna był niewinny. Tymczasem osoby uczestniczące w procesie zaczynają tajemniczo ginąć...
Jeśli oglądało się w życiu choć jeden słaby horror to mniej więcej można przypuszczać, co wydarzy się tutaj. I jak ogólnie będzie wykonane. Na kanwie prawdziwej historii (J.F. Garett istniał naprawdę) stworzono tragiczny, oparty na schematach film, który jest męczący, nudny, irytujący jednak w żadnej mierze nie jest straszny. Jedyną rzeczą odróżniającą go od zalewu innych podobnych produkcji jest taśma filmowa imitująca te z lat 70. czy początku 80. ubiegłego wieku, jednak taka ciekawostka nijak nie wpływa na ogólną jakość całości. To jest tak złe, że nawet szkoda pisać o konkretach - po prostu nie ma żadnej solidnie wykonanej rzeczy w tej produkcji. Także ostrzeżenie dla kinomanów - strzeżcie się nie tylko klątwy Garetta ale i filmu o nim. Zdecydowanie odradzam.