niedziela, 25 lutego 2018

Showtime

Król rozrywki (The Greatest Showman)
USA 2017
reż. Michael Gracey
gatunek: musical, biograficzny
zdjęcia: Seamus McGarvey
muzyka: Joseph Trapanese, John Debney

Przy każdej możliwej okazji podkreślam, że nie jestem zwolennikiem filmowych musicali. Jednak dodaję też, że są pewne wyjątki, które polubiłem (jeden nawet został moim ulubionym filmem poprzedniego roku!) więc nie jest tak, że podchodzę do tego gatunku z uprzedzeniem. Dobry film obroni się sam, bez względu na gatunek. Dlatego też z pewną dawką optymizmu wybrałem się na ten film.


Trafiamy do Ameryki XIX wieku i poznajemy historię biednego P.T. Barnuma (Hugh Jackman), który zamierza zarabiać pieniądze na masowej rozrywce. Wspierany przez swą żonę Charity (Michelle Williams) oraz pogardzany przez krytyków z wyższych sfer zaczyna przyciągać klientelę dzięki pokazom dziwaków. Pełny sukces osiąga jednak dzięki kontaktom z wpływowym utracjuszem Phillipem Carlyle'em (Zac Efron) oraz europejską piosenkarką Jenny Lind (Rebecca Ferguson)...


P.T. Barnum stworzył podwaliny współczesnej rozrywki masowej i tego, co dzisiaj nazywamy cyrkiem. Także już za samo to jego postać zasługiwała na film biograficzny. Dodając do tego ciekawe życie osobiste i fakt, że jest do dzisiaj rozrywkową ikoną Stanów Zjednoczonych wydawałoby się, że film powinien być dobry. Patrząc na oceny recenzentów i widzów zobaczyłem wielki entuzjazm. Ludziom ten film się ewidentnie podobał. A ja od niego odbiłem się jak od ściany.  Mogę docenić ładne kostiumy czy po hollywoodzku dobrą stronę techniczną i często dobre aktorstwo w scenach gadanych jednak niczym innym dla mnie ten film się nie broni. Jako musical powinien mieć kilka wpadających w ucho piosenek. I mimo że jakiś motyw z filmu dostał nawet oscarową nominację to według mnie żadna piosenka nie była chociażby dobra. A co szczególne żadna nie została w pamięci dłużej niż chwilę po jej odśpiewaniu przez aktorów. Wszystkie były jakieś takie nijakie oraz generalnie bardzo podobne do siebie. Ogólnie było też za dużo śpiewania. Te musicale, które lubię opierają się na podziale między sekwencjami taneczno-wokalnymi, a normalnie mówionymi. Tutaj niestety prawie wszystko jest odśpiewywane. Niestety. Dodać do tego należy też podejście do postaci po macoszemu. Fabuła filmu jest zbyt cukierkowa, nie oddaje prawdziwego życia postaci i nawet przy założeniu, że takie są prawa gatunku jakim jest musical to nie jest to film aspirujący do bycia czyjąś biografią. Także wszystkie dziwaki zostały przedstawione płasko, jednowymiarowo. Niestety duża negatywna niespodzianka według mnie. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz