wtorek, 8 sierpnia 2017

Bond w krainie voodoo

Żyj i pozwól umrzeć (Live and Let Die)
Wielka Brytania 1973
reż. Guy Hamilton
zdjęcia: Ted Moore
muzyka: George Martin


W maju światek kina obiegła smutna wiadomość o śmierci sir Rogera Moore'a. Odejście tego uznanego aktora sprawiło, że postanowiłem sobie przypomnieć część jego filmowego dorobku, między innymi oglądając przynajmniej filmy z serii o Jamesie Bondzie z Moorem w roli tytułowej. Pierwszym z nich jest opisywana właśnie produkcja z 1973 roku.


W ciągu kilkudziesięciu godzin ginie kilku agentów brytyjskiego wywiadu. Podejrzenia padają na tajemniczego Mr Big, zaś sprawą zgonów zająć ma się doświadczony agent 007, James Bond (Roger Moore). W czasie swego śledztwa Bond spotyka wróżkę Solitaire (Jane Seymour), która doradza karaibskiemu przestępcy doktorowi Kanandze (Yaphet Kotto), który rezyduje na jednej z karaibskich wysp...


Zmarły przed trzema miesiącami Moore po raz pierwszy wcielił się w tym filmie w rolę agenta 007. Jednak dla zmarłego w zeszłym roku reżysera tego filmu nie był to pierwszy kontakt z serią o asie brytyjskiego wywiadu - Hamilton maczał palce wcześniej w dwóch innych produkcjach o 007, a film z 1973 nie był jego ostatnim dziełem z tej serii. Widać, że Hamilton dobrze czuje się za kamerą tego sensacyjnego uniwersum, a debiut Moore'a to wpisuje się świetnie w czasy, w jakich przyszło mu działać i zmienia trochę konwencję, w ramach której działa 007. Bo wszak każdy aktor wcielający się w Bonda to inny Bond - żyjący w innych czasach, stosujący nieco inne techniki i działający w różnych od poprzedników i następców warunkach.
Opisywany film to bondowski majstersztyk z kilku powodów - począwszy od świetnej czołówkowej piosenki w wykonaniu zespołu byłego Beatlesa Paula Mccartney'a, po dobrą rolę tytułową, świetnie obsadzoną dziewczyną Bonda, którą jest młoda późniejsza Doktor Quinn,czyli Jane Seymour, wyrazisty przeciwnik, a do tego spora dawka humoru, którego kwintesencją jest postać policjanta Peppera. Całość zaś doprawiona jest sugestywnym klimatem wierzeń voodoo, które to dają całości niesamowitą otoczkę, dzięki czemu pod względem scenariusza i całej otoczki daje to mieszankę wybuchową. Jest to więc Bond niemal kompletny. Wstyd nie znać. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz