Korea Południowa 2003
reż. Joon-ho Bong
gatunek: kryminał
Filmy kryminalne podchwytujące temat seryjnych morderców będących psychopatami to wydawać by się mogło bardzo wyeksploatowanym tematem, które kino przerobiło na całą masę możliwych sposobów. Jednak polski widz przeważnie styka się z anglojęzycznym podejściem do sprawy, ewentualnie może trafia na hiszpańskojęzyczne lub francuskie produkcje. Kino azjatyckie, które też potrafi stworzyć tego typu film jest u nas w zasadzie nieznane. Także cieszę się, że mogę przedstawić ten film z Korei Południowej.
Film zaczyna się w 1986 roku. Akcja przenosi nas do prowincjonalnego koreańskiego miasteczka, przez które przetacza się fala zbrodni. Lokalna policja musi zmierzyć się ze sprawą mordercy, który to zabija kobiety w czasie ulewnych deszczy. Do pomocy w tej sprawie przybywa z Seulu młody detektyw Seo Tae-Yoon (Sang - kyung Kim), który dołącza do zespołu dowodzonego przez Parka Doo-Mana (Kang-ho Song).
Wątek fabularny pod względem powiązań zabójstw z padającym deszczem przypomina mi grę Heavy Rain (swoją drogą polecam. Jednak akcja filmu jest wzorowana na motywach faktycznej sprawy, która nawiedziła Koreę Południową przed trzema dekadami. Właśnie fakt, że to co oglądamy na ekranie jest oparty na faktach sprawia, że ogląda się to z dodatkowym zainteresowaniem. Film ten skupia się głównie na zachowaniu i emocjach policjantów, którzy pracują nad tym przygnębiającym śledztwem. Pokazywana praca policji jest tutaj wciąż na pierwszym planie. A jest co pokazywać, bo widz prześledzi całe prowadzone dochodzenie z punktu widzenia lokalnych sług prawa (plus gościa ze stolicy). A często jest to wymuszanie korzystnych dla policji zeznań podczas przesłuchań, ukazanie tortur czy bicia, które mają często po prostu doprowadzić do wskazania kozła ofiarnego. Naprawdę mamy do czynienia z dusznym, męskim kinem, gdzie może nie ma zbyt wiele akcji, jednak ogląda się wszystko jednym tchem, a to za sprawą wciągającej historii i naprawdę gęstego klimatu. Nie ma co przedłużać - jeśli lubiło się Siedem czy Zodiaka i innego tego typu produkcje trzeba poświęcić czas na ten oryginalny, azjatycki (a tą azjatyckość widać tu niemal na każdym kroku, co czasem jest na plus, a czasem na minus) film. Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz