USA, Wielka Brytania, Francja 2015
reż. Justin Kurzel
gatunek: dramat
Napisana przed ponad 400 laty tragedia Williama Szekspira Makbeta jest od tego czasu z powodzeniem wystawiana w wielu teatrach na całym świecie, do dzisiaj występuje w wielu krajach w kanonie lektur szkolnych a za jej adaptacje chętnie sięgają od początku kinematografii twórcy kinowi. Jakiś czas temu pisałem o japońskiej interpretacji tego dramatu, czyli liczącemu już niemal 60 lat Tronie we krwi Akiro Kurosawy. Nie wiem czy reżyser najnowszego Makbeta też kiedyś zyska status legendarnego reżysera, jednak jego wersja szekspirowskiego klasyku wyszła mu całkiem sprawnie.
Ta historia powinna być wszystkim znana. Dowódca wojsk szkockich Makbet (Michael Fassbender) wraz z innym wodzem, Bankiem (Paddy Considine) wracają ze zwycięskich walk z buntownikami. Podczas przemarszu napotykają się na trzy wiedźmy, które przepowiadają Makbetowi objęcie tronu Szkocji, natomiast Banko otrzymuje obietnice, iż to jego dzieci będą władać krajem. Makbet zwierza się z usłyszanych słów swej żonie. Lady Makbet (Marion Cotillard) przekonuje go do zamordowanie dobrego króla Duncana (David Thewlis) i obwołanie się władcą Szkocji.
Kurzel dodaje trochę od siebie do oryginalnego tekstu Szekspira. Na przykład jedną scenę poprzedzającą wszystkie kanoniczne wydarzenia: mamy niemą sekwencję, w której Makbet i jego żona uczestniczą w pogrzebie swego małoletniego syna. O tym u Szekspira nic nie było, jednak takie wydarzenie mogło rzutować na dalsze postępowanie głównych postaci. Ciekawy zabieg autorski. Drugim oryginalnym pomysłem Kurzela było to, jak pokazał las zbliżający się do zamku zajmowanego przez opętanego szaleństwem władzy króla. Pomysłowa, inna i w sumie bardzo ciekawie zrealizowana wizja twórców.
Sam film jest bardzo mroczny i utrzymany w poważnych tonach. W ten przygnębiający klimat świetnie wprowadza muzyka, odpowiednio lamentacyjna i zmuszająca do kontemplacji nad istotą władzy. Bo mamy przecież w filmie, tak jak i w oryginalnym dziele najbardziej znanego dramaturga pokazany uniwersalny problem potrzeby władzy, jak i paranoidalnej próby jej utrzymania z towarzyszącymi temu rozterkami psychicznymi i moralnymi. Bardzo dobrze w odbieraniu szekspirowskiego świata pomaga cała charakteryzacja oraz lokalizacja miejsc, jakie odwiedzają bohaterowie. To w połączeniu z muzyką jest bardzo nastrojowe i klimatyczne.
Swoją cegiełkę dokłada bardzo dobrze odgrywający Makbeta Fassbender (który za którą ze swoich ról zapewne dostanie choćby oscarową nominację), który bardzo dobrze przedstawił władcę popadającego w obłęd. Do tego dobrze sekunduje mu Marion Cotillard, która wreszcie wyzbywa się łatki kobiety zmagającej się z trudem tego świata (jak na przykład w pamiętnym Dwa dni, jedna noc), teraz sama jest kowalem losu swego i innych.
Mieszane odczucia mam co do scen batalistycznych. Są zrealizowane jak dla mnie nazbyt komiksowo. Bardziej im mentalnie do 300 niż Braveheart'a. Dla jednych to plus, mi jednak taki zabieg nie przypadł do gustu. Nużyć mogą trochę też dość monotonne sekwencje filmu, zbyt wydłużone momenty trwania niektórych scen. Nie można się za to doczepić wierszowanym monologom bohaterów, gdyż przecież to Makbet więc można się tego było spodziewać.
Myślę, że warto zobaczyć film Kurzela z bardzo dobrą scenografią i charakteryzacją, naprawdę udaną muzyką oraz grą aktorską. Do tego warto zobaczyć jego autorską interpretację Szekspira, którego mimo to nie próbował napisać od nowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz