niedziela, 6 grudnia 2015

Korsarze XXI wieku

Kapitan Phillips (Captain Phillips)
USA 2013
reż. Paul Greengrass
gatunek: thriller, biograficzny

Wydawać by się mogło, że historie i opowieści o piratach to element dawno już minionych czasów. Czasów, gdy Czarnobrody, Barbarossa, Francis Drake czy William Kidd pływali sobie swobodnie po morzach i oceanach szukając okazji do abordażu, grabieży i sporadycznego gwałtu na ludziach i mieniu. Nic jednak innego. Piraci nie zniknęli z naszej planety i w pewnych miejscach na świecie ich zbójowanie przeżywa okres prosperity. Jednym z takich miejsc są wody przybrzeżne upadłego państwa - Somalii. I tam właśnie rozgrywa się ta historia.


Mamy rok 2009. Amerykański statek pod dowództwem kapitana Richarda Philippsa (Tom Hanks) pływa wzdłuż Afryki zawijając do portów z transportowaną na swym pokładzie żywnością. Płynąc na wodach przybrzeżnych Somalii zostaje on przejęty przez skromną grupę tamtejszych piratów, którym dowodzi niejaki Muse (Barkhad Abdi). 


Ogólnie nie jestem fanem filmów biograficznych. Szczególnie jeśli akcja toczy się na przełomie kilku ostatnich dekad. Przeważnie mamy do czynienia z przydługimi nużyznami, które ciągną się w nieskończoność, przy okazji pokazując przeważnie coś, co już znamy. Nie wiem co fajnego może być w oglądaniu życia Steva Jobsa czy Justina Biebera. Są jednak od tego odstępstwa. Jak widać można wyciągnąć ciekawą, choć niskospopularyzowaną w skali świata historię, lekko ją przekolorować, obsadzić kogoś znanego w głównej roli i mamy dobry film i to z życia wzięty. Bo życie wciąż potrafi napisać najlepszy scenariusz.
Tak też jest i z historią Richarda Phillipsa, który musiał stawić czoła somalijskim piratom i przez kilka dni ocierać się o śmierć w ich towarzystwie. Choć pojawiają się czasem głosy, że Phillips sprokurował działania kolegów po fachu Jacka Sparrowa zbyt zbliżając swój statek na tereny opanowane przez piractwo to w tym filmie o tym się nie dowiemy. Jak to bywa przeważnie zawsze historię piszą zwycięzcy, a pan Phillips wyszedł na swej epickiej historii przecież jako bohater. 
Został też sportretowany przez niezwykle lubianego przez niemal wszystkich Toma Hanksa, który jak pisałem przy okazji niedawnego Mostu szpiegów umie dobrze wcielić się w los zwykłego człowieka rzuconego do walki do walki z dużymi problemami. I to walki na pierwszej linii frontu. 
Jego adwersarzem jest tutaj szalenie naturalny debiutant, pochodzący z Somalii Barkhad Abdi w roli Muse. Wypadł on bardzo przekonująco. 
Mamy tutaj ukazany konflikt cywilizacyjny, jaki w tle rozgrywa się pomiędzy bogatymi krajami Zachodu i zacofanym, pogrążonym w chaosie trzecim światem. Nie jest to afiszowane w samym filmie jednak wciąż w czasie trwania seansu te różnice wiszą w powietrzu. Jednak ci biedni i pokrzywdzeni są tutaj agresorami, więc mało kto (prócz innych piratów) z oglądających może trzymać za nich kciuki. 
Mamy tutaj do czynienia z filmem, który prowadzi nas przez całą historię problemów okrętu i kapitana, od wypłynięcia z portu, aż po zakończoną akcję ratunkową. Wydaje mi się, że film mógłby jednak zostać skrócony o około kwadrans, bo jak to w biografiach czasem zaczyna wiać nudą. Jednak ogólnie twórcy dostarczyli nam solidną dawkę rozrywki na odpowiednio wysokim poziomie. Warto zobaczyć.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz