sobota, 28 listopada 2015

Szpiegowanie na ekranie

Most szpiegów (Bridge of Spies)
USA 2015
reż. Steven Spielberg
gatunek: thriller, dramat

Jeden z najbardziej uznanych żyjących reżyserów, Steven Spielberg - autor, którego nawet niedzielnym miłośnikom kina nie trzeba przedstawiać po kilku latach od wydania swojego ostatniego filmu, wydanego przed ponad trzema laty Lincolna wraca w swej najnowszej produkcji do tematyki historycznej biorąc tym razem na warsztat pierwszą wymianę szpiegów pomiędzy USA a ZSRR w czasach zimnej wojny. Połączenie duetu Spielberg - film szpiegowski teoretycznie musiało wyjść okazale. Jednak w filmie 1+1 nie zawsze daje dwa. A jak było tym razem?


Poznajemy opartą na faktach historię nowojorskiego prawnika, Jamesa Donovana (Tom Hanks), który dostaje za zadanie reprezentować w sądzie jako obrońca posądzanego o szpiegostwo na rzecz Związku Radzieckiego niejakiego Rudofa Abla (Mark Rylance). Mimo prób obrony ze strony Donovana sprawa od początku jest przegrana, gdyż wszyscy od początku wydali już wyrok na Abla. Donovan jednak odnosi sukces w postaci skazania swego podopiecznego na więzienie zamiast posłania go do celi śmierci. Wkrótce nadarza się okazja wykorzystać jego osobę proponując wymianę go w zamian za złapanego w ZSRR amerykańskiego pilota Francisa Gary'ego Powersa (Austin Stowell).


Spielbergowi bardzo dobrze wyszło przedstawienie świata sprzed ponad pół wieku. Ameryka końca lat 50. z wciąż żywym makkartyzmem, gdzie wszędzie widziano zdrajców i szpiegów powiązanych z komunizmem jest tutaj przedstawiona dość dobrze. Także Berlin początku lat 60. z dopiero co wznoszonym murem został odwzorowany bardzo uczciwie. Sceny w deszczowym Berlinie są chyba jednymi z najlepiej zrealizowanych kinowych momentów roku i cieszy to, że odpowiadał za to polski operator, Janusz Kamiński a za sam Berlin Wschodni posłużył Wrocław. 
Oczywiście można się czepiać kilku detali w postaci stereotypizacji, jednak mamy do czynienia z filmem dla amerykańskiego widza, któremu trzeba wiele rzeczy przedstawić łopatologicznie, Na szczęście patos, amerykańskie nadęcie i szeroko pojęta epickość występuje w filmie, lecz nie zawłaszcza go dając nam momenty normalne czy wręcz żartobliwe. 
Bardzo podoba mi się rola Toma Hanksa, który jak nikt inny potrafi zagrać zwykłego, przyzwoitego porządnego faceta, który z marszu zdobędzie serca widzów. Również tutaj przydaje się jego talent mimiczny dzięki któremu świetnie odwzoruje emocje targającego swym bohaterem - będącym ideowcem dążącym do realizacji postanowień konstytucji, próbującym obronić swojego klienta, którego podziwia za jego postawę (mimo że realnie powinni być wrogami) oraz zawodzącym się na systemie prawnym własnego kraju. Dobrze odwzorowano tutaj fakt, że postać Hansa staje się wrogiem publicznym na równi ze szpiegiem, którego tutaj broni. Bohater nie może przez to znaleźć oparcia nawet we własnej żonie (Amy Ryan). Po drugiej stronie mamy wykształconego malarza, inteligentnego szpiega Abla, który postępuje honorowo wobec mocodawców i nie zdradza żadnych tajemnic ani nie decyduje się przejść na stronę CIA. Bohater grany przez Rylance'a z miejsca kupuje sympatię widza i sprawia, że kibicujemy tej postaci. Takich odczuć raczej nie budzi złapany w ZSRR pilot Powers, o którego toczy się gra. Tutaj mamy do czynienia z pewnym paradoksem. Szpieg Abel może opuścić więzienie, gdzie ma zagwarantowany względny spokój i nie wiadomo, co stanie się z nim za żelazną kurtyną, natomiast Powers, który sobie siedzi często niepokojony przez strażników skazany na 10 lat może wrócić do kraju jako bohater. Postać mniej pozytywna może wyjść lepiej niż swoje vis-a-vis. Na szczęście znając losy rzeczywistego Abla wiadomo, że nic złego go nie spotkało. I całe szczęście. 
Warto zaznaczyć fakt, że film ten został świetnie zrealizowany. Począwszy od scenariusza autorstwa Spielberga i braci Coen (mały dream team), po cudowne zdjęcia Kamińskiego, przez dobrą lokalizację i sprawny montaż. Wszystko to sprawia, że mimo ponad 140 minut trwania filmu nie ma miejsca na nudę. Mało który tak długi film tak szybko mija. Wizyta w kinie to z reklamami prawie 3 godziny, jednak nie pamiętam kiedy tak szybko zleciało mi oglądanie widowiska filmowego.
Naprawdę ciężko się do czegoś porządnie doczepić, można pominąć tą zbyt amerykanizacje historii i wtedy mamy film na pewno bardzo dobry. Polecam.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz