USA, Wielka Brytania 2015
reż. Bill Condon
gatunek: dramat, kryminał
Stworzona przez Arhura Conan Doyle'a postać detektywa Sherlocka Holmesa zyskała niebywałą zdolność wrośnięcia na stałe do popkultury. Choć sam Holmes po raz pierwszy pojawił się na kartach książki w 1887 roku, a więc 128 lat temu, a jego autor jest martwy od lat 85 postać detektywa regularnie wraca w coraz to nowych filmach czy książkach będących zarówno ukazaniem klasycznych przygód tego bohatera czy też wariacjami na temat jego losów. I coś mi mówi, że tak doskonale wykreowana postać jeszcze przez długie lata będzie wracać w coraz to nowszych produkcjach.
Sherlocka (Ian McKellen) poznajemy po II wojnie światowej, w roku 1947, gdy bohater ma już 93 lata i jest mocno zdziadziały. Mieszka on na wsi w pobliżu morza wraz ze zgryźliwą gosposią, panią Munro (Laura Linney) oraz jej synem Rogerem (Milo Parker). Tracącego pamięć Sherlocka trapi wciąż swoja ostatnia, nierozwiązana sprawa, po której zawiesił detektywistyczną działalność przed niemal 30 laty. Myślami wraca do sprawy Ann i Thomasa Kelmotów (Hattie Morahan i Patrick Kennedy).
Film ma bardzo nostalgiczny i sentymentalny charakter. Zrealizowany w mocno angielskim stylu ukazuje toczącą się wolno i bez pośpiechu historię postaci znanej niemal wszystkim, jednak mocno innej niż ta, jaką ją pamiętamy. Sherlock w filmie twórcy (o zgrozo) Sagi Zmierzch. Przed świtem. jest już ledwie żyjącym, zdziadziałym staruszkiem z wieloma problemami z demencją na czele. Rozprawia się też z różnymi mitami, mówiąc że nigdy nie palił publicznie fajki czy nie zdarza mu się chodzić w charakterystycznym nakryciu głowy. Siłą rzeczy posiadająca plamy wątrobowe i inne rekwizyty starczego wieku postać wykreowana przez odtwórcę Gandalfa jest znacznie inna niż najbardziej znani Sherlockowie ostatnich lat: Robert Downey Jr. czy Benedict Cumberbatch. Sam McKellen zagrał zgrzybiałego staruszka bardzo dobrze i dzięki jego roli nastąpiła hiperbolizacja nastroju wspomnianej wcześniej nostalgii. Jego Sherlock to osoba, która na skraju życia bardziej ceni pszczoły niż ludzi, jest mocno nieporadna i sklerotyczna. Niewątpliwy urok jak i sympatia do jego postaci jest równie duża jak uczucie smutku, gdy patrzy się na zbliżającą się do końca żywota osobę.
Trochę niezbyt rozumiem zabiegi fabularne, które zostały upchnięte moim zdaniem na siłę. Wyjazd Sherlocka do Japonii w poszukiwaniu rośliny przedłużającej siły witalne i umysłowe był jak dla mnie zbędny. Również intryga kryminalna, która zawsze wydawała mi się główną osią fabuł kręcących się wokół tej postaci jest bardzo niesatysfakcjonująca. A szkoda. Zamiast tego mamy ukazane starcze życie Sherlocka Holmesa. Zastanawiałem się pewnie nie raz jak mogłyby wyglądać dalsze losy moich ulubionych literackich postaci. I oglądając ten film doszedłem do wniosku, że jednak wolę nie wiedzieć. Bo co to za frajda widzieć osobę, jaką zapamiętało się pełną werwy i wigoru, jak kogoś całkiem innego. Dajmy na to oddanego do domu starców, nikomu niepotrzebnego Roberta Langdona czy przebywającego w szpitalu św. Munga Harry'ego Pottera. Lepiej czasem zostawić historię tam, gdzie autor postawił ostatnią kropkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz