Francja, Hiszpania 1992
reż. Ridley Scott
gatunek: biograficzny, przygodowy, dramat
zdjęcia: Adrian Biddle
muzyka: Vangelis
Pięćset lat po pierwszej z osławionych podróży Kolumba powstały dwa filmy upamiętniające to wydarzenie. Pierwszy z nich - Kolumb odkrywca z m.in. Marlonem Brando, Benicio del Toro czy Catheriną Zatą - Jones nie przypadł widzom do gustu, natomiast opisywany właśnie przeze mnie film znanego i cenionego już wtedy reżysera późniejszego Gladiatora (Scott miał już wtedy w dorobku zarówno Obcego jak i Łowcę androidów) spełnił w dużym stopniu wymagania krytyków.
Fabuła filmu o tak znanej postaci jest na tyle przewidywalna, że nie trzeba jej chyba zbytnio streszczać. Będący w średnim wieku Krzysztof Kolumb żyje w świecie, w którym jeszcze Kopernik nie ogłosił swego przełomowego dzieła O obrocie sfer niebieskich a doktryna wszechwiedzącego Kościoła mówi o tym, że Ziemia jest płaska. W świecie tym, dla każdego kto myśli choć trochę inaczej niż ówczesny mainstream czeka już porządna dawka chrustu podłożonego pod stos. Takim kontestatorem jest właśnie Kolumb, który próbuje zyskać pozwolenie na przepłynięcie drogi do Indii płynąc nie wzdłuż Afryki w kierunku wschodnim, lecz chcąc popłynąć statkami na zachód okrążając tym samym kulę ziemską. Po wielu staraniach zyskuje on uznanie królowej Izabeli (współpracująca już z Ridleyem Scottem przy Obcym Sigourney Weaver) i rusza na trzech statkach w wyprawę do Indii nie zdając sobie sprawy, że dotrze do Nowego Świata i na trwałe wpisze się do historii ludzkości.
Główna akcja toczy się na dwóch płaszczyznach, pomiędzy Starym a Nowym Światem oddzielonym od siebie wielką wodą. W tym starym świecie jesteśmy świadkami zakończenia się ery rekonkwisty oraz widzimy panoszenie się wszechwładnej inkwizycji. Natomiast w świecie nieodkrytym dotychczas przez białego człowieka autorzy pokazują nam wizję tytułowego raju: miejsca dziewiczego i bliskiego naturze. Oczywiście przybycie cywilizacji szybko ma to zmienić...
Na wydarzenia patrzymy tu okiem Kolumba (w tej roli rosyjski aktor francuskiego pochodzenia Gérard Depardieu). Ridleyowski Kolumb jest pokazany jako osoba krytyczna w stosunku do doktryn kościelnych, bardzo idealistyczna, z dużą skłonnością do refleksji i egzystencjalnych bon motów. Trochę te wszystkie mądre cytaty ze strony Kolumba zalatują jak dla mnie tandetą, ale widocznie zamysłem reżysera było ukazanie tej postaci tak a nie inaczej.
Trochę mogę się przyczepić do sposobu, w jakim pokazano walki w tym filmie. Nie jestem specjalnym miłośnikiem slow motion a tutaj w stosunku do ilości ogólnej samych starć jest po prostu za dużo. Ogólnie Scott jednak w późniejszym etapie kariery poradził sobie z problemem uczynienia walk bardziej widowiskowymi, co widać w jego późniejszym o osiem lat dziele Gladiator.
Na uwagę zasługuje też będący wisienką na torcie motyw przewodni filmu, stworzony przez Vangelisa. Twórca muzyki do Rydwanów ognia i tym razem stworzył monumentalne, ponadczasowe dzieło, które świetnie pasuje do najważniejszych wydarzeń z życia Kolumba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz