sobota, 31 stycznia 2015

W oparach onirycznego absurdu

Grand Budapest Hotel
Niemcy, USA, Wlk. Brytania 2014
reż. Wes Anderson
gatunek: komediodramat
zdjęcia: Robert D. Yeoman
muzyka: Alexandre Desplat

Mam problem od czego zacząć. Opisywany w tym miejscu film jest filmem niezwykłym. Niezwykłym na tyle, że strasznie trudno jest dobrać słowa, które oddadzą tym czym jest lub czym na pewno nie jest. Reżyser i scenarzysta w jednym stworzył dzieło, które śmiało możemy nazwać Baśniami Andersona. Nie widziałem do tej pory tak nakręconej produkcji. Produkcji, w której występuje tak wiele różnych gatunków filmowych i nawiązań do wielu aspektów świata. Produkcji, gdzie groteska miesza się z makabrą, akcja z barokowym przepychem, a perwersyjna erotyka ze zwyczajną farsą. W tym filmie jest wszystko. A czy przypadkiem nie jest tak, że jak się jest od wszystkiego to jest się do niczego? Nie w tym wypadku.


Twórca Moonrise Kingdom prezentuje nam fabułę ulokowaną wielopoziomowo. Pierwszą i ostatnią sceną jest scena czasów obecnych, później przenosimy się do lat 80. gdzie znany pisarz snuje swoją historię zabierając nas dwadzieścia lat wstecz, do czasów swej młodości spędzonej w tytułowym hotelu leżącym w fikcyjnym wschodnioeuropejskim kraju Zubrowka. Z jego opowiadania dowiadujemy się, że poznał w tym miejscu historię właściciela hotelu, która znowu przenosi nas ponad trzydzieści lat wstecz, aż do lat 30. ubiegłego wieku, gdzie dzieje się zasadnicza akcja.
A trzeba powiedzieć, że akcja jest dość niezwykła. Poznajemy konsjerża hotelu - niejakiego Pana Gustave'a (Ralph Fiennes), który twardą ręką zarządza tym cieszącym się sławą przybytkiem. Ma także słabość do zadawania się z podstarzałymi arystokratkami bawiącymi w hotelu. Zadawanie nie ogranicza się tylko do konwencjonalnego spędzania czasu i często kończy się w łóżku. Gdy Gustave dowiaduje się od nowego boya hotelowego o wdzięcznym imeniu Zero (Tony Revolori) o śmierci jednej z arystokratek, obaj jadą na pogrzeb denatki. Tam dowiadują się, że zapisała mu w spadku cenny obraz. Z ostatnią wolą matki nie zgadza się jednak jej syn Dmitri (Adrien Brody), który wysługując się demonicznym Joplingiem (Willem Dafoe) będzie chciał zatrzymać za wszelką cenę obraz u siebie...


Sceneria miejsc, które przyjdzie śledzić widzowi w czasie trwania seansu jest mocno przerysowana, wszystko wydaje się odrealnione i wyjęte niczym ze snu. Lokacje przyciągają swym pięknem i tajemniczością lecz od początku mamy wrażenie, że są one z innej bajki. To w dodatku z absurdalnym sposobem zrealizowania wielu scen daje nam niemal surrealistyczne wrażenie przebywania w miejscu, które nie może istnieć. Ale przy całym swym przerysowaniu nieistniejące państwo Zubrowka to miejsce piękne. Piękne ale groźne, co obrazują równie przerysowane czarne charaktery. 
Producentom udało się zaciągnąć do gry naprawdę wielu znanych aktorów, bo do wypisanych wyżej trzeba doliczyć przecież Murraya Abrahama czy Jude Law'a. I wszyscy pokazali się z dobrej strony za co też duży plus. Dawno nie widziałem tak zwariowanego w pozytywnym tego słowa znaczeniu filmu, który przeczy wszystkim prawom logiki, aczkolwiek wchłania jak wir. Zdecydowanie polecam, bo tego opisać się nie da, to trzeba zobaczyć. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz