Włochy, Francja, Wielka Brytania, Szwajcaria 2015
reż. Paolo Sorrentino
gatunek: dramat
Kolejny po niedawno przeze mnie omawianym, oscarowym Wielkim pięknie film najbardziej znanego włoskiego reżysera Paola Saorrentino. Przed obejrzeniem go zastanawiałem się na ile będzie to kalka i powielanie schematów z poprzedniej jego produkcji, a na ile oddzielny twór. Poniżej więc przemyślenia na ten temat, ale nie tylko to.
Akcja filmu toczy się w jednym z sanatoriów w szwajcarskich Alpach. Dwójka zbliżających się do osiemdziesiątki przyjaciół artystów spędza tam czas na wypoczynku. Jeden z nich, Mick (Harvey Keitel) - znany i ceniony reżyser jest jeszcze pełen życia, przymierza się do realizacji swego ostatniego ale i najlepszego filmu, drugi z mężczyzn - kompozytor Fred (Michael Caine) jest pogodzony z losem staruszka, nie chce już niczego od życia. Nudę pobytu w ośrodku panowie zabijają m.in. rozmawiając ze znanym aktorem młodego pokolenia (Paul Dano). W pewnym momencie do sanatorium przyjeżdża też córka Fred, Lena (Rachel Weisz).
Już na wstępie napiszę, że uważam ten film za lepszy od wspomnianego wyżej Wielkiego piękna. Choć tak jak w poprzednim filmie reżyser zafundował nam estetyczną poezję dodał do tego też jakąś choć trochę porządniejszą fabułę, której w filmie o dziennikarzu Jepie specjalnie nie było. Bałem się jak już wspomniałem, że dostaniemy to samo co poprzednio, tyle że w innej scenerii z angielską zamiast włoską wersją językową ale na szczęście aż takiej kalki nie ma. Pojawia się owszem wiele scen na zasadzie kontrastów, tak samo jak w oscarowym filmie było widać brzydkich, złych ludzi na tle pięknego miasta, tak i tutaj autor lubuje się zestawiać piękne, młode ciała z pomarszczonymi, zdeformowanymi przez czas sylwetkami staruszków. W filmie tym za plus można też uznać świetną grę aktorską. Ale zatrudniając takich tuzów i weteranów kina, jak Caine, Keitel czy Jane Fonda nie można było oczekiwać czegoś innego. W swoistej aktorskiej sztafecie pokoleniowej nie zabrakło też uznanych w większym czy mniejszym stopniu młodszych przedstawicieli zawodu. Mamy tutaj w jednej ról doskonałą i pięknie się starzejącą już 45 letnią żonę Daniela Craiga, Rachel Weisz (a ja ciągle pamiętam ją jako młodą dziewczynę w Mumii czy Wrogu u bram), do tego powoli budujący swą karierę Paul Dano czy w marginalnej roli najmłodsza z nich wszystkich może kojarzona z krótkiego występu w Dom Hemingway Mădălina Diana Ghenea, która pewnie swym ciałem na plakacie przyczyniła się do pójścia do kina wielu osób.
W filmie tym jest też dużo luźnego humoru, czego zabrakło na pewno w Wielkim pięknie, po niektórych rozmowach bohaterów na pewno się uśmiechniecie. Także warto zwrócić uwagę na osobę Maradony ukazaną w filmie. Po Rzymie przyszła kolej na ukazanie przez reżysera piękna szwajcarskich gór, co jest kolejnym plusem filmu. Sielska górska atmosfera wśród tamtejszych zwierząt hodowlanych daje wiele dobrego filmowi. Filmowi, który posiada niestety też słabsze sceny, przegadane dialogi, lub nieznośne chwile, w których nic się nie dzieje. Jakie szczęście, że jest on o prawie pół godziny od Wielkiego piękna!
Reasumując mamy do czynienia z przystępniejszą wersją oscarowego sukcesu Sorrentino. Cały czas jest to kino artystyczne raczej dla koneserów, lecz nawet jeśli odbiło się od Wielkiego piękna warto dać szansę temu filmowi.
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz