Japonia, USA, Francja, Wielka Brytania 2000
reż. Takeshi Kitano
gatunek: gangsterski, dramat
zdjęcia: Katsumi Yanagijima
muzyka: Joe Hisaishi
Kontynuując swoją przygodę z filmami świętującego niedawno 70. urodziny Takeshiego Kitano tym razem sięgnąłem po nietypową dla niego produkcję, którą to nakręcił nie w Japonii, a w Stanach Zjednoczonych w koprodukcji z USA. To już czwarty film w reżyserii tego autora (i aktora). Zostało jeszcze czternaście.
Członek japońskiej yakuzy, Yamamoto (Takeshi Kitano) jest zmuszony do opuszczenia rodzimego kraju. Udaje się do USA, gdzie mieszka jego brat. Na miejscu okazuje się, że Ken (Claude Maki) wraz z kilkoma czarnoskórymi wspólnikami zajmuje się handlem narkotykami dla lokalnej mafii. Yamamoto zaprzyjaźnia się z jednym z Afroamerykanów, Dennym (Omar Epps)...
Lubię kino gangsterskie. Nawet nie ważne czy chodzi o mafię włoską, amerykańską, rosyjską, triady czy yakuzę. Dobrze zrealizowany, ciekawy fabularnie film o mafii zawsze powoduje u mnie uśmiech. Niestety amerykański eksperyment Takeshiego Kitano nie spełnił moich kryteriów dobrego filmu, mimo ciekawie zapowiadającej się na papierze historii. W rzeczywistości dostajemy jednak płytki film z prostą (a nawet prostacką) historią, słabo zagrany, nudny i przesadnie brutalny. Takeshi Kitano gra tutaj jak zwykle Takeshiego Kitano, więc praktycznie się nie odzywa (zresztą jego bohater nie mówi po angielsku), chodzi i bije ludzi, by później ich zabijać. Zabitych w filmie postaci jest tak dużo,że nawet nie wiadomo w sumie kto kogo pozbawia życia, a dlaczego to już w ogóle nie interesuje autorów. Wiadomo, że chodzi o jakieś porachunki mafijne, ale większych szczegółów widzom się nie serwuje. Niekiedy brutalność jest jednak tutaj plusem, szczególnie, gdy Kitano przenosi zachowanie yakuzy na grunt amerykański. Mamy tutaj więc standardowe dla niego odcinanie palców, harakiri i tym podobne atrakcje, które wypadły stosunkowo dobrze.
Ogólnie jednak jestem bardzo rozczarowany tym filmem, który oprócz przesadnej brutalności wlecz się bardzo wolno, a zerowemu tempu towarzyszą niemal zerowe dialogi i równie szczątkowa fabuła. Tak słabego Kitano jeszcze nie widziałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz