poniedziałek, 16 stycznia 2017

Sekcja strachu

Austopsja Jane Doe (The Autopsy of Jane Doe)
Wielka Brytania 2016
reż. André Øvredal
gatunek: horror
zdjęcia: Roman Osin
muzyka: Danny Bensi

Chociaż zazwyczaj bardzo surowo oceniam horroru nie powiedziałbym, że nie lubię tego gatunku. W sumie bardzo go lubię, tylko nie moją winą jest, że jakość zdecydowanej większości jego przedstawicieli jest mocno słaba. Jednak czasem trafiają się perełki, takie, jak Czarownica czy koreański Lament. Zachęcony zwiastunem postanowiłem wybrać się więc na ten brytyjski film grozy licząc, że i tym razem czeka mnie dobry seans.


Do domu koronera Tommy'ego Tildena (Brian Cox) i pomagającemu mu w pracy syna Austina (Emile Hirsch) policjanci przywożą niezidentyfikowane ciało młodej kobiety (Olwen Catherine Kelly) prosząc o wykonanie sekcji zwłok, by można ustalić przyczyny jej śmierci. Mężczyźni od razu zabierają się do pracy w znajdującym się w domu prosektorium. Szybko dochodzą do zaskakujących wniosków na temat znajdującego się na stole sekcyjnym ciała...


W wielu filmach oglądaliśmy już fragmenty sekcji zwłok i wysłuchiwaliśmy tyrad pochylających się nad ciałami lekarzy-patologów. Jednak przeważnie były to tylko krótkie fragmenty filmów, a niemal nigdy sam proces sekcji nie był tematem przewodnim filmu. A szkoda. Jednak twórcy tego filmu postanowili to zmienić, choć urozmaicając to horrorowym kinem gatunkowym. Pierwsza część filmu mimo wszystko to sumienna, naukowa robota, która niczym zapewne nie odbiega od prawdziwych procedur podczas sekcji. Później zaś zaczynają się dziać dziwne rzeczy, dochodzi do pewnej paranormalnej aktywności i robi się z tego już normalny horror. Co jednak cieszy jest to horror (porównując to z innymi filmami z tego gatunku) wciąż dość inteligentny przeznaczony raczej dla bardziej wymagającego widza. Choć trzeba pożegnać się z prawidłami natury (konwencja tego wymaga), to nikt nie robi tu z widza debila, a sceny straszne są bardzo odpowiednio dawkowane. Nie mamy tu do czynienia z jump scare'ami, a napięcie i groza dozowane jest stopniowo, nieraz zaś wiemy,że zaraz coś złego się wydarzy i po prostu na to czekamy. A chyba świadomość grozy jest bardziej straszna niż później sama groza więc mi to odpowiada. Mimo to w kilku scenach wychodzi fakt, że fabuła jest grubymi nićmi szyta, jest kilka sprzeczności i nieświadomych niedopowiedzeń czy braku drążenia wydawałoby się wcześniej ważnych tematów. Jednak i tak uważam, że ten niskobudżetowy brytyjski film jest jednym z lepszych filmów gatunku ostatnich kilku lat. Warto obejrzeć. Szczególnie, że twórcy pokazali, że można stworzyć dobry film grozy korzystając z małej przestrzeni i skromnej liczby bohaterów. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz