Belgia, Francja 2016
reż. Bouli Lanners
gatunek: dramat
zdjęcia: Jean-Paul de Zaetijd
muzyka: Pascal Humbert
Co jakiś czas oglądam film, który całkiem mnie zaskakuje. W takim stopniu, że po seansie nawet nie wiem zbytnio, co o nim napisać tak, by wyszło więcej niż dwa zdania. Udając się na niego oczekiwałem ciekawej czarniawej komedii (reklamuje się ten film jako komedię właśnie), zobaczyłem coś na kształt dramatu. Ale o tym poniżej.
Dwóch doświadczonych łowców nagród, Gilou (Bouli Lanners) i Cochise (Albert Dupontel) przemierza pustkowie w poszukiwaniu zaginionego telefonu należącego do swego mocodawcy. Tymczasem okolicę przemierza para upośledzonych umysłowo: Willy (David Murgia) i Esther (Aurore Broutin). Mężczyzna ma przy sobie nowoczesny telefon...
Może jest w tym filmie kilka nieznacznych elementów komediowych jednak ktoś, kto widzi w tym filmie stricte komediowy to coś jest z nim nie tak. Mamy tutaj do czynienia raczej z dramatem zawierającym w sobie klimat neowesternowy połączony z nowoczesną przypowieścią biblijną. Poza tym na drugim planie toczy się jedna z bardziej niecodziennych historii miłosnych, jakie zaproponowało nam kino. Całość, gdzie toczy się akcja najbardziej zaś przypomina mi świat, na którego obrzeżach mogła toczyć się akcja filmu Dystans. Wielkie, szare pustkowia, opuszczone fabryki, marne ludzkie siedliska zamieszkałe przez specyficznych ludzi. Świat przedstawiony w filmie trudno uznać za przyjazny. Jednak smętny, wolny rytm filmu, nieśpieszne rozwijanie akcji, skąpe dialogi jakoś nie przypadły mi do gustu. Oglądanie produkcji nie boli, jednak ciężko w moim wypadku było znaleźć wiele plusów. Przy takim wysypie premier można sobie ten film darować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz