niedziela, 14 czerwca 2015

Surrealistyczne karły

Dystans (La distancia)
Hiszpania 2014
reż. Sergio Caballero
gatunek: sci-fi

Tym razem będzie raczej krótko. Oglądałem dużo dobrych filmów, dużo złych, przeważnie zaś średnich jakościowo, jednak zawsze umiałem się w na ich temat wypowiedzieć, opisać co mi się podobało, co nie, które sceny były na plus, a które na minus. Tak było do czasu, gdy dzisiaj obejrzałem ten film Sergia Caballera. Zupełnie nie wiem co mam napisać.


Uwięziony w syberyjskiej fabryce austriacki artysta (Vidi Vidal) wzywa na pomoc trójkę karłów - telepatów (Michal Lagosz, Alberto Martínez, Jinson Añazco), by ci wykradli z innej części fabryki tytułowy dystans, czymkolwiek on jest, bo to chyba wie tylko on sam. Zarówno dystansu, jak i artysty pilnuje jednak strażnik - mutant (Roland Olbeter), który może okazać się dla karłów - złodziei problemem. 


Oglądając film zbyt dużo z poczynań bohaterów nie rozumiałem. Ale gdy przeczytałem relacje ludzi, którzy też widzieli to dzieło wiem już, że nie ja jeden. Reżyser najwyraźniej celowo chciał, aby film był niezrozumiany. W sumie mamy tutaj dawkę absurdalnych scen i postaci, które pasują do siebie jak ryba do roweru, choćby zakochane w kominie wiadro recytujące dla niego haiku, oczywiście po japońsku. Bo warto zauważyć, że w tym hiszpańskim filmie każdy mówi w sumie w innym języku - Austriak po niemiecku, karły i strażnik posługują się rosyjskim, do tego tajemnicza kobieta łącząca się telepatycznie z karłem (który aktywuje swe telepatyczne zdolności poprzez drapanie się po genitaliach) w jakimś bliżejnieokreślonym dla mnie języku europejskim, wiadro natomiast mówi po japońsku, choć przyznaje, że miało rodziców z Katalonii. Co ciekawe karzeł notuje w swym dzienniku po polsku. 
W sumie najbliżej filmowi jest do surrealistycznej wersji heist film, gdyż jakby nie patrzeć jedyna w miarę spójna fabuła kręci się wokół motywu rabunku dystansu. Chociaż w sumie sam motyw włamaniowy jest raczej drugoplanowy, a częściej zobaczymy inne aktywności karłów, jak na przykład patroszenie królika, czy non stopowe słuchanie przemówień Lenina (jeden z nich mówi, że do póki trwa kapitalizm trzeba słuchać Lenina). albo telepatyczne śledzenie przez karły zachowań strażnika (który na przykład po przebraniu się w szpilki i inne damskie ciuszki idzie się masturbować pod kołdrę). 
Nie wiem do końca jaki jest cel powstawania takich produkcji oraz kto wykłada na to finanse, jednak wiem, że raczej drugi raz na to bym się nie skusił. Myślę, że i tak jestem jedną z niewielu osób, która wytrzymała tę produkcję. Film dla jednego na tysiąc, raczej dla wielbicieli karłów i (lub) surrealizmu. Chociaż miejsce trwania akcji jest jak najbardziej na plus. Opuszczona fabryka w górach nad jeziorem buduje klimat.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz