USA 1997
reż. Curtis Hanson
gatunek: czarny kryminał
Film ten jest ekranizacją jednej z najbardziej znanych powieści piszącego kryminały neo - noire James'a Ellroya. Od jakiegoś czasu chciałem zapoznać się z twórczością tego autora, a przynajmniej przewertować tak zwany Kwartet z L.A. do których książka, na której oparto ten film należy. Także muszę zapoznać się bliżej z filmami na podstawie tego autora, między innymi wyciągnięta także z przywoływanego wcześniej kwartetu Czarna Dalia z Scarlett Johansson w jednej z głównych ról.
Historia jest mocno skomplikowana. Dlatego w wielkim uproszczeniu: Mamy rok 1953, tytułowe Los Angeles. Poznajemy trójkę głównych, różniących się znacznie od siebie bohaterów pracujących w policji: młodego lizusa, kujona po szkole policyjnej, który szybko awansuje dzięki donosom na kolegów, Eda Exleya (Guy Pearce), agresywnego i narowistego Buda White'a (Russel Crowe) i będącego gwiazdą mediów Jacka Vincennesa (Kevin Spacey), którzy to muszą połączyć siły żeby rozwikłać sprawę masowego morderstwa w nocnym barze.
Oprócz ludzi jedną z głównych ról gra tutaj samo miasto. Zepsute do szpiku kości upadłe Miast Aniołów, które dzięki swemu szybkiemu okresowi prosperity skupia na sobie migrację wielu typów spod ciemnej gwiazdy. Miasto pieniądza jawi się tutaj jako miejsce, gdzie można szybko sięgnąć szczytu, ale równie szybko spaść na sam dół. W pełnym deprawacji i gangsterki miejscu poznajemy trójkę policjantów. 3 nazwiska: Pearce, Crowe, Spacey. Obecnie ciężko byłoby komukolwiek sięgnąć w jednej produkcji po tak zacne, kasowe nazwiska. W tym filmie się to udało. Pearce jest tutaj śliskim typem karierowicza porównywalnym do roli Pazury w Psach, do tego Crowe, który robi tu to co najlepiej umie, czyli bije ludzi oraz spokojny i opanowany lubujący się w błysku fleszy Spacey. Towarzyszą im na ekranie dobra (choć czy aż na Oscara?) Kim Basinger w roli luksusowej dziwki czy choćby Danny de Vito jako tabloidowy pismak. Aktorska ekstraklasa.
Do tego mamy mistrzowską intrygę, godną talentu kasowego pisarza, który ją stworzył kilka lat wcześniej, i świetny, gęsty klimat miasta zbrodni. Dopełnia to wszystko mistrzowsko zrealizowana muzyka, która świetnie obrazuje klimat tych szalonych lat. Jako fan tego kresu, jak i pozycji noire dziwie się, że dopiero teraz się do tego filmu dobrałem. Jedyne co mogę zarzucić to chyba czas trwania. 140 minut to jednak trochę zbyt dużo. Czasem tempo siada i film staje się przez to zbyt rozlazły. Gdyby skondensować niektóre sekwencje obcinając kwadrans wyszłoby to produkcji na zdrowie. Mimo to jednak naprawdę warto obejrzeć ten film i może nawet potem sięgnąć po książkę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz