USA 2009
reż. Steven Soderbergh
gatunek: dramat? obyczajowy?
zdjęcia: Steven Soderbergh
muzyka: Ross Godfrey
Zapewne gdyby nie fakt, że w głównej roli filmu Soderbergha osadzono znaną z porno Sashę Grey nikt nie musiałby się męczyć z podziwianiem tej produkcji. Jednak dzięki temu debiutowi panny Grey w normalnym filmie wielu ludzi, w tym i ja skusiło się na zapoznanie się z tą produkcją. Poznajemy w niej młodą dziewczynę o imieniu Chelsea (w tej roli oczywiście Grey), która to zarabia na życie jako dziewczyna do towarzystwa. Podobno cała akcja toczy się w czasie kampanii prezydenckiej z 2008 roku. Podobno, bo nawiązań do niej za wiele nie uświadczymy...
Ciężko mówić tutaj o jakiejś fabule, gdyż po prostu jesteśmy świadkami dwuosobowych dialogów lub monologów głównej bohaterki, która może i trudni się prostytucją ale posiada też rozbudowane życie wewnętrzne, więc czasem musimy posłuchać jej rozmyślań. Przeważnie jednak ogranicza się to do tego, że Chelsea tłumaczy nam co ubrała na spotkanie. W tle mamy tam jeszcze stałego chłopaka głównej bohaterki (sic!), który jest z nią podobno od półtora roku, dochodzą do tego spotkania na rozmowę z dziennikarzem zgłębiającym tajniki zawodu dziewczyny do towarzystwa jednak wątki te są tak płytkie, że nie ma co się w nie zagłębiać.
Odrębne zdanie należy się pracy kamery. W zasadzie nie ma tu mowy o żadnej jej pracy. Każda scena wygląda tak, że mamy statyczną kamerę umiejscowioną gdzieś w próżni i na jej tle śledzimy rozmowy nieruchomych bohaterów. Zero jakiejkolwiek dynamiki, zero zbliżeń (a do zbliżeń przyzwyczaili się przecież fani twórczości Sashy), po prostu jest i kręci. Przypomina mi to popularny kiedyś polski serial Kasia i Tomek, gdzie raz postawiona kamera ogarniała jeszcze tytułowych bohaterów lecz inni już byli poucinani.
Reasumując mamy tu do czynienia z bardzo słabą produkcją. Cóż z tego, że Sasha Grey radzi sobie lepiej z konwencjonalnym aktorstwem niż bracia Mroczkowie skoro produkcja ta nie ma ani sensu w zakresie fabuły (trudno tu w zasadzie mówić o jakiejkolwiek fabule), gra aktorska jest słaba, a praca kamery woła o pomstę do nieba. Jeśli ktoś liczy na łóżkowe wyczyny Grey, to też się przeliczy, gdyż w zasadzie oprócz kilku sekund, na których widać ją topless nie ma tu nic więcej. Fani jej aktorstwa lepiej niech wrócą do gatunku, z którego się wywodzi. Dawno nie oglądałem tak złego filmu, miałem problem z określeniem nawet jego gatunku. 75 minut niczego. Jednym słowem DRAMAT! A więc niech będzie dramat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz