USA 2014
reż. Seth MacFarlane
gatunek: western, komedia
zdjęcia: Michael Barrett
muzyka: Joel McNeely
Plakat promujący premierę kinową tej produkcji głosił Film kolesia, który dał wam TEDA. Dla jednych znaczyło to, że warto iść na najnowszy film MacFarlane'a z marszu, dla innych zaś oznaczało, że należy się od tego dzieła trzymać z daleka. Dla mnie, jako że Ted mi jakoś szczególnie ani zaimponował ani zraził jest to po prostu kolejna aktorska produkcja ojca Family Guya.
Fabuła produkcji jest banalna. Fajtłapowatego Alberta Starka (w tej roli sam MacFarlane) zostawia dziewczyna. Co gorsza zostawia go dla nadętego i irytującego, a przy okazji najbogatszego w okolicy Foya (tutaj znany z Jak poznałem waszą matkę Neil Patrick Harris). W walce o ponowne względy dziewczyny Albertowi pomaga niedawno przybyła do osady Anna (Charlize Theron). Stark nie wie jednak, że Anna jest żoną znanego rewolwerowca Clincha (tutaj kojarzony z Rob Roya Liam Neeson).
Patrząc na obsadę aktorską, która piastuje główne role wydawać by się mogło, że mamy do czynienia z produkcją na poziomie. Niestety tak nie jest. W założeniu twórców mamy do czynienia z komedią, a więc logiczne jest, że powinniśmy tutaj znaleźć zabawne dialogi i wzbudzające uśmiech sytuacje. I autorzy sypią swoje żarty z prędkością kałasznikowa. Kilkanaście na minutę. Praktycznie wszystkie dotyczą obciągania, wypróżniania się lub pierdów. W ogóle nie rozumiem zamiłowania amerykańskich filmowców, nie tylko tutaj czynnościami fizjologicznymi. Czy to kogoś na pewno bawi? Mnie nieszczególnie. Więc autorzy dają nam dziesiątki, jeśli nie setki zabawnych według nich zdarzeń i powiedzeń, niestety jak dla mnie te naprawdę śmieszne oscylują na poziomie jednej na godzinę. Ergo niecałe dwa razy na cały film. Oprócz tego cała fabuła jest strasznie przewidywalna i miejscami ogromnie nudna. Niemal dwie godziny klozetowych dowcipów to istna droga przez mękę.
Do plusów produkcji można zaliczyć ładne plenery stanu Nowy Meksyk, zgrabnie odwzorowane miasteczko oraz nie najgorsza w sumie grę aktorską. Miłośnicy gimnazjalnych (góra!) żartów pewnie doliczą do tego humor. Jak dla mnie film ten jest jednak gorszy od dającego się oglądać Teda. Jako fan animacji tworzonych przez Setha MacFarlane'a przykro mi było oglądać Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie, a oczekiwałem od tego filmu zdecydowanie więcej. Może jednak lepiej będzie, gdyby Seth pozostał przy krótkometrażowych animacjach, bo serie takie, jak American Dad i Family Guy wychodzą mu o wiele lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz