Polska 2016
reż. Maria Sadowska
gatunek: dramat, biograficzny
zdjęcia: Michał Sobociński
muzyka: Radzimir Dębski
Jest to jeden z tych filmów, na który od dłuższego czasu czekałem. Mimo dość pokracznego moim zdaniem tytułu (sama Sztuka kochania z pewnością by wystarczyła) opowiadać miał on historię jednej z ważniejszych społecznie postaci drugiej połowy XX wieku, realizacją mieli się zająć producenci docenionych przez widzów i krytyków Bogów, a w głównej roli wreszcie wystąpi Magdalena Boczarska. Także dość szybko wybrałem się do kina.
Jak w tytule: historia życia Michaliny Wisłockiej (Magdalena Boczarska) pokazana od czasów Drugiej Wojny Światowej do lat siedemdziesiątych XX wieku. Śledzimy losy Wisłockiej, gdy ta próbuje wydać swoją najsłynniejszą książkę trafiając na opór twardogłowych partyjniaków (uosabianych postacią Arkadiusza Jakubika), poznajemy też jej dziwny związek ze Stanisławem (Piotr Adamczyk) oraz Wandą (Justyna Wasilewska) oraz przygody z marynarzem Jurkiem (Eryk Lubos).
Cieszy mnie fakt, że potrafi się wreszcie zrobić w Polsce filmy biograficzne o ważnych i zasłużonych dla kraju osobach przy okazji nie korzystając z popularnym w pewnych kręgach opieraniu się na bólu, cierpieniu, wyrzeczeniach dla Ojczyzny oraz ogólnej martyrologia narodu. Zarówno film o Relidze, jak i teraz o Wisłockiej pokazuje, że bez postaci umierającej za kraj można zrealizować dobre polskie kino biograficzne, a bohaterem można zostać nie tylko będąc gnojonym przez Niemców, Sowietów czy komunistów. Historia Wisłockiej skupia się i owszem na trudnościach, ale aparatczyk PRLowski świetnie zagrany przez Jakubik, który te trudności afirmuje nijak ma się do strzelającego w potylicę NKWDzisty czy też oficera gestapo (w sumie później na spotkaniu autorskim, gdy książkę udaje się już wydać sam pierwszy bije brawo autorce). Cieszy mnie też fakt postawienia w tytułowej roli na Magdalenę Boczarską, którą sobie cenię i uważam, że to ostatni moment, by wkroczyć wreszcie do krajowej aktorskiej pierwszej ligi. Były co prawda przyzwoite filmy z jej udziałem, gdzie była kimś więcej niż statystką (choćby Różyczka) jednak wciąż uważam ją za aktorkę niewykorzystaną, a lata jej nieubłaganie lecą. Tutaj zaś zagrała bardzo dobrze, mimo trudności roli: upływ filmowego czasu, sportretowanie zachowań Wisłockiej, sceny nagości i seksu etc. Ogólnie zaś cała kadra aktorska stanęła na wysokości zadania, a nawet Piotr Adamczyk w swych ostatnich filmach przestał irytować (teraz czekam, aż uczyni to Karolak), zaś Borys Szyc chyba trafił w swoją aktorską niszę. Pierwsza scena ze wspomnianym Szycem jest zaś jedną z lepszych scen ostatnich lat w polskiej kinematografii. Kiluminutowe jedno długie ujęcie w klubie to naprawdę coś, co warto obejrzeć i to więcej niż raz. Tak samo jak i film o Wisłockiej (choć tu może jeden seans wystarczy w zupełności), chociaż produkcja ma pewne niedociągnięcia i ogólnie trochę się dłuży (mimo tego, że nie trwa bardzo długo). Warto dodać, że Sadowska jako muzyk bardzo dobrze dobrała ścieżkę dźwiękową - filmu bardzo dobrze się słucha, a i co niekoniecznie jest normą w polskich produkcjach dźwięk jest zrealizowany w sposób co najmniej dobry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz