Japonia 1965
reż. Kaneto Shindô
gatunek: psychologiczny, horror
zdjęcia: Kiyomi Kuroda
muzyka: Hikaru Hayashi
Wśród twórców filmów japońskich sprzed pół wieku w świadomości obecnego widza dominują dwa nazwiska, które zawłaszczyły tamtejsze poletko filmowe na kilka dekad: legendarny Akira Kurosawa oraz Masaki Kobayashi. W tamtym okresie w tym kraju działało jednak kilku innych utalentowanych reżyserów, a wśród nich zmarły w 2012 roku w wieku stu lat Kaneto Shindô.
Japonia epoki Edo. Od lat trwają wyniszczające wojny klanów. By przeżyć i się wyżywić mieszkające na pustkowiu dwie kobiety: teściowa (Nobuko Otowa) i synowa (Jitsuko Yoshimura) utrzymują się z zabijania w zasadzkach przechodzących przez okolicę samurajów. Pewnego dnia z wojny wraca ich sąsiad, Hachi (Kei Satô). Mężczyzna przynosi wiadomość, że syn i mąż bohaterek zginął podczas wojennej zawieruchy...
Psychologiczny horror w realiach dawnej Japonii epoki niepokojów oparty na tamtejszych wierzeniach to był dla mnie całkiem obiecujący temat. Szczególnie, że obraz, który posiada bardzo dobrą średnią ocen na filmwebie (z którą to nie zawsze się jednak zgadzam) w połączeniu z czasem realizacji filmu,który przypadł na okres japońskiego prosperity filmowego. To musiało się udać i tym samym przypaść w moje gusta. Jednak po seansie mam pewne mieszane uczucia związane z tą produkcją.
Opowieść powstała na kanwie dawnej buddyjskiej opowieści ludowej i oparta jest na znalezionej przez bohaterkę pod koniec filmu masce. Niektórzy też dopatrują się powiązania tematyki i symboliki filmu z wydarzeniami z Hiroszimy i Nagasaki. Choć dopiero właśnie od czasu zobaczenia maski klimat robi się trochę z pogranicza kina grozy to samo jej wprowadzenie nie przysporzyło według mnie jakiegoś elementu strachu. Zwrócić uwagę zaś można do odważnej, jak na lata 60. w kinie (i to azjatyckim, dość konserwatywnym wówczas) pokazanie seksualności, potrzeb erotycznych i ogólnej golizny. Ten przekaz w połączeniu z klaustrofobicznym terenem działań bohaterów to główne plusy produkcji. Nieraz zastanawiałem się, jak ten film pięknie prezentowałby się w kolorze, jednak pod koniec filmu znałem, że dobrze jest tak, jak jest. Odcienie bieli i szarości produkują specyficzny, sugestywny klimat, przez co obraz prezentuje się świetnie. Także w sumie mimo zawiedzenia się na warstwie grozy (film reklamowany jako horror powinien ją posiadać) w kilku innych elementach mogę pochwalić produkcję. Więc najlepiej chyba obejrzeć i ocenić samemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz