USA 2016
reż. Stephen Gaghan
gatunek: dramat
zdjęcia: Robert Elswit
muzyka: Daniel Pemberton
Od czasu występu w oscarowym Witaj w klubie z 2013 roku aktorska kariera Matthew McConaughey'a nabrała sporego rozpędu. Chociaż wcześniej zagrał dziesiątki ról małych i dużych to dopiero cztery lata temu wkroczył do hollywoodzkiej pierwszej ligi. Zbliżający się do pięćdziesiątki aktor ma w sobie coś, co sprawia, że chce się oglądać go na ekranie. Także z chęcią wybrałem się na najnowszy film z jego udziałem.
Starzejący się zapuszczony Kenny Wells (Matthew McConaughey) jest właścicielem liczącej kilka pokoleń tradycji uznanej przed laty kompanii zajmującej się wydobyciem surowców mineralnych. Jednak ostatnie lata to czas posuchy w jego chylącej się do upadku firmie. Wells za ostatnie pieniądze wylatuje do Indonezji, by przekonać do współpracy uznanego geologa, Michaela Acostę (Edgar Ramírez). Mężczyźni po wielu dniach trudu odkrywają ogromne złoże złota...
Film reklamowany był jako połączenie Wilka z Wall Street z American Hustler. Chociaż wpływy tych tytułów na pewno są zauważalne, to nie powiedziałbym, że w dużym stopniu opisywany właśnie Gold był kalkowaniem ich. Co najwyżej jest między tymi produkcjami jakieś dalsze pokrewieństwo. Jest to też przede wszystkim film typu przegadanego, bez większego napięcia dawkowanego przez akcję. Co nie znaczy, że napięcia nie ma w ogóle, bo owszem istnieje - jednak bardziej w sferze krasomówczej i mimicznej, szczególnie dzięki postaci Kenny'ego świetnie sportretowanego przez McConaughey'a. Aktor musiał przejść uwielbianą przez Hollywood i widownię makabryczną metamorfozę, by do roli obrzydzić się i mocno spaść. Efekty są piorunujące i widoczne na pierwszy rzut oka, gdyż Kenny lubi sobie pobiegać w samych bokserkach z obwisłym brzuchem piwosza pasibrzucha. Za samą taką transformację akademia oscarowa była w przeszłości już wręczyć swoją nagrodę. Aktorsko film ogólnie daje radę, bo mamy też dobrą rolę Ramireza oraz supportujących głównych bohaterów Bryce Dallas Howard i znanego m.in. z pierwszego sezonu House of Cards Corey Stoll. Sam film ma swoje lepsze i gorsze momenty, często zalicza mielizny, jednak dużym plusem fabularnym jest same zakończenie, a wizualnym ładnie przedstawiona natura Indonezji. Jest to taki film, jakich do kin trafia dość dużo w każdym roku - poprawnie wykonanych, dobrze oglądających się i całkiem szybko wyparowujących z głowy. Jednak posiada wystarczająco dużo mocnych punktów, by można było wybrać się na seans.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz