USA 1959
reż. Billy Wilder
gatunek: komedia
zdjęcia: Charles Lang
muzyka: Adolph Deutsch
Nieżyjąca od ponad pół wieku Marilyn Monroe za życia była ikoną stylu, którą pozostała do dzisiaj. I zapewne pozostanie nią jeszcze przez długi czas. Jej wizerunek przesiąknął do popkultury, gdzie zajęła miejsce obok takich postaci, jak Che Guevara. Niemal wszyscy, niezależnie od wieku kojarzą tą pin-upową piękność, lecz coraz mniej osób dotyka tego, z czego zapewne ona sama chciała być rozpoznawalna - filmów z jej udziałem. Sam, by przybliżyć sobie jej postać postanowiłem sporadycznie obejrzeć filmy, w których wystąpiła. Ten jest pierwszym z nich.
USA lat prohibicji alkoholowej. Dwaj bezrobotni muzycy jazzowi, Joe (Tony Curtis) i Jerry (Jack Lemmon) pojawiają się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze - są świadkami porachunków mafijnych. Uciekając przed ścigającymi ich gangsterami decydują się w kobiecych przebraniach dołączyć do damskiego zespołu jazzowego, w którym problematyczną gwiazdą jest Sugar Kane Kowalczyk (Marilyn Monroe).
Gust się zmienia. Nie tylko poszczególnym jednostkom na skutek wieku, doświadczeń czy poszerzonej wiedzy. Zmienia się także całym masom ludzkim na przestrzeni dekad. To, co kiedyś bawiło ludzi przeważnie dzisiejsi widzowie podobnych spektakli oglądaliby z zażenowaniem. Aby daleko nie szukać można przytoczyć gagi z udziałem Flipa i Flapa, które bawiły moją babcię, a mnie zaś doprowadziły do upadku wiary w ludzkość. Także zasiadając do filmu komediowego sprzed sześćdziesięciu lat bałem się, że rodzaj humoru tam zaprezentowany będzie dla mnie nie do przyjęcia - po prostu zbyt czerstwy, niedzisiejszy. Co się jednak okazało film z 1959 nadal bawi. I robi to lepiej niż zdecydowana większość późniejszych komedii (a niemal wszystkie współczesne). I chociaż pomysł tutaj jest raczej standardowy - przebiera się facetów za baby i każe śledzić widzowi perypetie, jakie wytwarzają się w skutek tych machinacji to ogląda się to nadzwyczaj dobrze, żeby nie powiedzieć też, że...świeżo.
Duża zasługa w tym scenarzystów i ludzi od dialogów - stworzyli oni pełnokrwiste postaci, które wypowiadają ciekawe dialogi. Każda postać budzi sympatię, a to zasługa nie tylko twórców, ale i odtwórców - aktorzy z Curtisem i Monroe, ale i niezapomnianą drugoplanową rolą w wykonaniu Joe E. Browna. Majstersztyk.
Reasumując dostajemy prawdziwą perłę z lamusa. Historia, dialogi, komizm sytuacyjny, aktorstwo - wszystko to sprawia, że jest to jedna z najlepszych komedii filmowych w historii. I to bez używania, jak to dzisiaj modne masy wulgaryzmów i seksualnych aluzji. Film godny polecenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz