USA 2017
reż. Rupert Sanders
gatunek: sci-fi, akcja
zdjęcia: Jess Hall
muzyka: Clint Mansell
Byłem ciekawy tego filmu, który jest amerykańskim remakiem chińskiej bajki o tym samym tytule. Ogólnie, gdy słyszę stwierdzenia, takie jak amerykański remake i chińska bajka, to staram się to omijać. Tutaj jednak nie dość, że udałem się na premierę, to wcześniej obejrzałem japoński oryginał.
Major (Scarlett Johansson) jest posiadającym ludzki mózg cyborgiem, który pracuje w parze z Batou (Pilou Asbæk) w policyjnej sekcji pod dowództwem Aramakiego (Takeshi Kitano). Podczas polowania na niebezpiecznego hakera Kuze (Michael Pitt) zaczyna zastanawiać się nad swą tożsamością...
Nigdy nie byłem psychofanem oryginału, który zresztą obejrzałem 22 lata po jego premierze, więc nijak nie podszedłem do tego filmu sentymentalnie, ani nie uważałem aktorskiej wersji tej produkcji jako szarganie pewnej świętości. Po prostu uważałem, że co najwyżej powstanie kolejny słaby film, jakich wiele. Na szczęście okazało się, że wcale nie było tak źle i znalazłem w obrazie Sandersa kilka solidnych plusów. Począwszy od obsady, gdzie mamy wciąż piękną Johansson, która z racji tego, że poświęciła karierę na granie w mało ambitnych filmach ma duże doświadczenie w podobnych rolach, do tego niezła rola Asbæk, nieoczekiwany występ Kitano (który porozumiewał się w języku japońskim,w sumie w świecie przyszłości każdy mógł dysponować jakimś wszczepionym w mózg translatorem więc czemu nie, lepiej tak, niż jakby miał być zdubbingowany przez jakiegoś Jankesa), a do tego pamiętany za świetną rolę w Zakazanym Imperium Pitt czy Juliette Binoche. Naprawdę obsada dała radę. Drugie co mi się spodobało to sam świat przyszłości. Ultranowoczesne miasto zostało pokazane naprawdę dobrze. Wielki moloch, wypełniony robotami, cyborgami i inną techniką,ładnie pokazany i nakręcony. Chciałoby się zwiedzić jeszcze więcej miejsc tego świata. Sam wątek egzystencjalny bohaterki oceniam zaś stosunkowo słabo i szkoda, że poświęcono mu aż tak wiele miejsca. Także jestem na nie słysząc muzykę filmu - tylko początek i napisy końcowe nawiązywały do świetnej muzyki oryginału, reszta zaś to już standardowe dźwięki hollywoodzkich blockbusterów. Szkoda. Jednak generalnie nie jest źle, seans leci szybko, a kilka rzeczy naprawdę można uznać za udane. Solidna, rzemieślnicza robota.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz