USA 2017
gatunek: dramat, thriller
reż. Ric Roman Waugh
zdjęcia: Dana Gonzales
muzyka: Antonio Pinto
Nikolaj Coster-Waldau szybko stał się rozpoznawalny poza rodzimą Danią, a także Europą i zaczął występować w wielu produkcjach za oceanem. Oczywiście zapewne wszystko to dzięki sukcesowi serialu Gra o tron, gdzie z powodzeniem wciela się do dzisiaj w niejednoznaczną postać Królobójcy. Fajnie jednak, że oprócz kasowych produkcji, które często nie wróżą niczego dobrego (Bogowie Egiptu) często widujemy go w trochę ambitniejszych projektach.
Tym razem Duńczyk wciela się w niejakiego Jacoba. Facet ma kochającą go rodzinę oraz dobry zawód. Życie na odpowiednim poziomie społecznym kończy się, gdy powoduje on wypadek samochodowy ze skutkiem śmiertelnym, w wyniku którego trafia do więzienia. Tam, by przeżyć musi przystosować się do reguł panujących w tym specyficznym środowisku opanowanym przez liczne gangi...
Nie wiem kto wymyślił fabułę (to znaczy domyślam się, bo za scenariusz odpowiedzialny jest sam reżyser) jednak wydaje mi się, żeby odpuścił sobie temat. Nagromadzenie absurdów w tym filmie stoi na bardzo wysokim (niestety) poziomie. Już sama osoba Jacoba, który jako porządny obywatel ze społecznej wierchuszki za niezawiniony, nieumyślnie spowodowany wypadek trafia do jednego z najcięższych więzień w kraju, gdzie musi obcować na stałe z najgorszymi wyrzutkami cywilizacji jest mocno nielogiczne. Fakt,że dobiegający pięćdziesiątki wzorowy człowiek z normalnymi poglądami z dnia na dzień przystaje do grupy neonazistów i zaczyna czynić w raz z nimi innym, to co sobie nie miłe to już Himalaje absurdu. Zaś fakt, że niemal natychmiast awansuje prawie na szczyt tamtejszej hierarchii to kolejna głupota fabularna.
Nagromadzenie głupich zdarzeń nie sprawia jednak, że film ogląda się źle (chociaż potem trzeba odjąć trochę od całościowej oceny). Sceny filmu nie tworzą linearnej historii i poznajemy poszczególne etapy życia Jacoba nieco poprzestawiane (raz widzimy go jako fajnego gościa przed wypadkiem, raz jako więźnia, innym razem jako rednecka z gangu na wolności, by znowu przenieść się do młodej, normalnej wersji bohatera). To w sumie fajny zabieg i z ciekawością przypatrujemy się punktom zwrotnym w życiu Jacoba, które to zrobiły z niego taką dość odpychającą istotę. Szacunek należy się też samemu Costerowi-Waldau, który naprawdę musiał przypakować do roli i odpowiednio zmienić się fizycznie (a przecież miał właściwie w ramach jednej roli dwie role). Także charakteryzacja i aktorstwo (oprócz Duńczyka solidnie wygląda i występuje m.in. Jon Bernthal) stoi na odpowiednim poziomie. Także jeśli odpuści się logikę fabularną można oglądać ten film i czerpać z niego pewną przyjemność. A także nauka, która pokazuje, że c jak co, ale amerykańskie więzienie to nie najlepsze miejsce na resocjalizację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz