reż. John Carpenter
gatunek: horror, sci-fi
Obecnie nie kręci się już takich horrorów jak kiedyś. Szczególnie podgatunek filmów grozy połączonych z science fiction jakoś ostatnimi latami (czy nawet dekadami) nie czuje się najlepiej. A przecież swego czasu były to najbardziej mrożące krew w żyłach produkcje. Trzy lata przed opisywanym filmem powstał przecież Obcy - 8. pasażer 'Nostromo', który do dzisiaj jest uznawany za jeden z najbardziej przerażających filmów. Po latach od pierwszego oglądania The Thing postanowiłem sobie odświeżyć tę produkcję i sprawdzić, jak wytrzymała próbę czasu.
Do amerykańskiej bazy badawczej na Antarktydzie zmierza norweski śmigłowiec goniący psa. Zachowujący się dziwnie i agresywnie Norweg po dotarciu do bazy Amerykanów zostaje zastrzelony, natomiast pies trafia pod opiekę naukowców. Kilku z nich rusza do położonej nieopodal bazy Norwegów, którą zastaje zniszczoną. W ruinach natrafiają na szczątki istoty pozaziemskiej. Postanawiają zabrać je do swej bazy. Tymczasem przygarnięty pies przepoczwarza się w kosmitę...
Streszczone powyżej pierwsze kilkanaście minut fabuły filmu może nie powala na kolana swoją oryginalnością, jednak zaręczam, że przygody R.J. MacReady'ego (Kurt Russel) i spółki ogląda się całkiem dobrze. Sama fabuła niemal 35 lat temu, gdy powstawał film nie była wtedy całkiem oklepana, a nawet pewnie dość nowatorska. Jednak zapewne przeróżnych horrorów nie ogląda się tylko dla fabuły, ale dla efektów specjalnych czy tej gęstej atmosfery zaszczucia. Tutaj prawie tak, jak w wyżej wymienionym Obcym jest ona bardzo odczuwalna. Choć całość dzieje się na Ziemi, a nie jak tam w kosmosie to usytuowanie akcji na lodowym pustkowiu w czasie burzy śnieżnej i tak daje duże uczucie klaustrofobii. Także efekty specjalne mimo że dość groteskowe nie zestarzały się specjalnie przez te wszystkie lata i wypadają dość dobrze. Są odpowiednio szpetne i wykonane bardzo obrazowo. Mnie zamiast straszyć raczej rozbawiły, jednak dobrego wykonania odmówić im nie można, a zapewne są tacy, których to przerazi. Szkoda, że jest to kolejny film, w którym pozaziemska cywilizacja jest przedstawiona jako może i rozumny ale niezdolny do dialogu obskurny potwór, który chce tylko zabijać i przenosić się na resztę otoczenia.
Film ma wiele luk fabularnych i jest mocno niespójny logicznie. Za dużo w nim zdarzeń, które nijak nie są wyjaśnione. Bohaterowie wiedzą na przykład coś, czego wiedzieć nie powinni i nijak nie wiadomo skąd, jak i dlaczego wiedzę tę posiadają.
Ogólnie film ten po latach nie jest już tak silny jak jeszcze dekadę temu jednak ogląda się go z pewną ciekawością. Jeśli nie widziało się wcześniej tej produkcji to myślę, że warto. Może część ludzi skusi się na seans choćby ze wzglęu na stojącego za warstwą muzyczną Ennio Morricone. Mimo pewnych braków zainspirowało mnie to, żeby znów zainstalować Dead Space i przenieść się do dusznych, klaustrofobicznych korytarzy, by zmierzyć się z inwazją obcych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz