wtorek, 25 października 2016

Iluzja

Jabłka Adama (Adams æbler)
Dania 2005
reż. Anders Thomas Jensen
gatunek: dramat, czarna komedia

Są filmy, które od wielu miesięcy zalegają na liście tych do obejrzenia, a nigdy nie ma się okazji, by w końcu rozpocząć ich seans. Tak było tym właśnie opisywanym filmem Andersa Thomasa Jensena. Mimo że pochodzi on z cenionego przeze mnie kinematograficznie kraju, występują w nim aktorzy, których lubię, a sam film jest oceniany bardzo wysoko przez społeczność kinomaniaków jakoś ciągle coś mnie blokowało i film musiał czekać bardzo długo na chwilę mojego seansu. Aż do teraz.


Neonazista Adam (Ulrich Thomsen) przybywa na resocjalizację do wiejskiej parafii zarządzanej przez pastora Ivana (Mads Mikkelsen). Spotyka tam arabskiego bandytę Khalida (Ali Kazim) i przestępce z nadwagą, Gunnara (Nicolas Bro), który przebywają tam z tego samego powodu co on. Adam dostaje od Ivana zadanie, by w czasie pobytu doglądał jabłek rosnącym na przykościelnym drzewie, z których później ma upiec ciasto. 


Sam opis początkowej fabuły, jaki pokrótce przedstawiłem wyżej jest dopiero punktem startowym do dalszej opowieści i sam w sobie jest też dość mało logiczny. Bo neonazista resocjalizowany przez nakaz pieczenia ciasta? Nie brzmi to zbyt poważnie. Jednak tego typu mocno niepoważne zadanie to dopiero jeden z wielu surrealistycznych pomysłów pastora Ivana. Przez cały film poznajemy jego ogląd na otaczający go świat, który później (lub wcześniej) jest konfrontowany z rzeczywistością, mocno odbiegającą od punktu widzenia duchownego. Właśnie to wypieranie rzeczywistości przez postać Mikkelsena to główna oś filmu, przyczynek zarówno do dramatycznych sytuacji, jak i uśmiechu, gdyż niektóre sytuacje są naprawdę mocno kuriozalne (tak samo jak ich wytłumaczenie przez Ivana). 
Film dość jasno i bez jakiegoś krycia bazuje na biblijnej historii Hioba i w swój sposób ukazuje walkę dobra ze złem. Te chrześcijańskie wątki są tutaj na miejscu.pasują do opowieści (wszak bohater jest dodatkowo chrześcijańskim duchownym) i nie jest to w żaden sposób moralizowanie na siłę. Po prostu wszystko jest zgrabnie wplecione w narrację. 
Sądzę, że tego filmu nie da się opowiedzieć w kilku zdaniach, a napisanie czegoś więcej zniszczy wszystkie smaczki do samodzielnego odkrywania w czasie seansu. Napiszę więc, że warto poświęcić 90 minut na obejrzenie przygód Ivana i Adama. Film prezentuje mocno specyficzny humor, czasem dość wisielczy, jednak wyłaniający się z niego przekaz jest w gruncie rzeczy optymistyczny. Nie jest to film, który wyląduje na liście ścisłego topu ulubionych produkcji, jednak na pewno nie rozczaruje swoim poziomem. Szkoda tylko tak małej roli Nikolaja Lie Kaasa.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz