USA 1968
reż. Ted Post
gatunek: western
Połowa lat 60. XX wieku to okres, w którym znaczną popularność zdobył Clint Eastwood. Sukcesy przyniosły mu filmy nakręcone przez Sergio Leone w Europie. Dolarowa trylogia tworząca specyficzny, europejski rodzaj antywestetnu przeszła do historii jako najważniejsze osiągnięcie nurtu spaghetti western, a Eastwood w filmach Włocha genialnie wcielił się w postać bezimiennego kowboja. Po powrocie do USA aktor też wkrótce miał zacząć grać w westernach, a pierwszym po powrocie z Europy był właśnie ten film.
Przemierzającego wraz z bydłem Jeda Coopera (Clint Eeastwood) łapie banda kowbojów. Uznają go za złodzieja i mordercę, szybko dokonując linczu na mężczyźnie wieszając go na pobliskim drzewie. Cooper jednak zostaje uratowany przez przejeżdżającego nieopodal szeryfa, który zabiera go do miasteczka. Tam zostaje uniewinniony i podejmuje pracę jako miejscowy szeryf. Ma za zadanie złapać mężczyzn, którzy nieomal go nie zabili i przybyć z nimi pod oblicze sprawiedliwości, reprezentowane w miasteczku przez sędziego Fentona (Pat Hingle).
Dostajemy klasyczny western tamtych czasów, w którym to jeden sprawiedliwy wmieszany przypadkiem w lokalne sprawki próbuje zrobić porządek z okolicznymi mętami, przy okazji prowadząc osobistą vendettę. Jak się jednak okazuje wymierzanie sprawiedliwości nie przyjdzie łatwo, a oprócz strzelania bohater stanie przed dylematami moralnymi.
Jeśli jest się miłośnikiem gatunku i nie oglądało się wcześniej tego filmu na pewno przypadnie on do gustu. Jednak jeżeli od poprzednio oglądanych westernów odbijało się od ściany to i ten film nie zmieni znacząco odbioru tego typu filmów.
Mamy tutaj naprawdę niezłą rolę Eastwooda, który po raz kolejny gra podobną charakterologicznie postać samotnego rewolwerowca przemierzającego Dziki Zachód. Kto jak kto, ale on, tak jak John Wayne jest właśnie stworzony do westernowych kreacji, i o ile Wayne'a widzę bardziej jako starzejącego się szeryfa, to właśnie Eastwood jest znakomitym jeźdźcem znikąd.
Na pewno na plus można zaliczyć filmowi warstwę muzyczną, z wpadającym w ucho motywem przewodnim oraz to, w jaki sposób zbudowano miasteczko, w którym toczy się duża część filmu. Przywiązanie do detali jest jak na tego typu produkcje bardzo dobre. Także odgrywające ważną rolę sceny wieszania wypadają nieźle, co w ówczesnych czasach nie zawsze było oczywiste.
Reasumując mamy bardzo poprawny western ze srebrnej epoki tego gatunku, który sprawi radość fanom gatunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz