Australia, USA, Wielka Brytania 2016
reż. Garth Davis
gatunek: dramat, biograficzny
Kiedy przed kilkoma miesiącami zobaczyłem po raz pierwszy kinowy zwiastun tego filmu (później niestety na innych seansach musiałem patrzeć na niego do znudzenia) od razu wiedziałem, że pozycja ta będzie na tyle interesująca, że warto będzie się na nią udać do kina. Film, którego historia przez jakąś część dzieje się w egzotycznych Indiach (którym jednak daleko tu do stylistyki znanej z Bollywood), do tego prawdziwa historia - nic tylko oglądać! Później jeszcze doszły naprawdę wysokie oceny wystawiane przez krytyków i widzów, tak więc nie ma zmiłuj, musiałem załapać się na to do kina.
Film opowiada historię Saroo (Sunny Pawar i Dev Patel), który jako pięciolatek gubi się w Indiach i trafia po wielu perypetiach do tamtejszego sierocińca, skąd zostaje adoptowany przez rodzinę z dalekiej Australii (Nicole Kidman i David Wenham). Po latach ponad trzydziestoletni bohater obsesyjnie zaczyna myśleć o odnalezieniu swojej biologicznej matki i swego rodzeństwa. W dążeniu do tego wspiera go poznana na studiach Lucy (Rooney Mara).
Pierwsze zaskoczenie po skonfrontowaniu pełnego filmu z oglądanym wcześniej zwiastunem to fakt, że film w dużo większej części, niż przekazywał to trailer skupiał się na losach młodego bohatera, który błąkał się po Indiach. W zwiastunie widzieliśmy przez znaczny czas znanego ze Slumdoga Patela. Jak dla mnie o wiele lepiej dla filmu, że jednak przez długi czas koncentruje się na losach młodego bohatera i pokazaniu skali skrajnego ubóstwa, w jakim muszą egzystować Hindusi. Część filmu dziejąca się w Azji jest o wiele ciekawsza niż nijaki epizod rozgrywający się w Australii.
To, co rzuca się na pierwszy rzut oka to idealne zdjęcia i piękne kadry Greiga Frasera oraz pasująca do całości dobrze skomponowana ścieżka dźwiękowa.
Trochę zaś zawiodłem się na przedstawieniu samej historii dorosłego bohatera, która była bardzo przewidywalna i prostolinijna. Na pewno można byłoby to nakręcić lepiej. Irytowały mnie też (i to bardzo) przeskoki dorosłego bohatera do jakichś wspomnień z dzieciństwa, gdzie co chwilę musieliśmy oglądać jego matkę zbierającą kamienie i tego typu podobne sceny. Raz czy dwa można było taki zabieg wykonać, jednak ciągłe wracanie do krótkich scen z przeszłości było na dłużą metę drażniące. Tak samo jak bazowanie na emocjach widza, który w zamyśle twórców w połowie scen miał płakać jak bóbr. Zresztą o ile do młodego Saroo można było czuć sympatię i mu współczuć, to starszy bohater tylko irytował. A do Indii wybierał się jak Daenerys do Westeros. No cóż, samą forsowaną na siłę ckliwością nie zatai się niedoskonałości. A niestety mimo solidnej treści źródłowej w wielu scenach film jest fabularną wydmuszką. Tak więc produkcja moim zdaniem poprawna, nawet niezła, jednak na pewno nie unikalna i wyjątkowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz