wtorek, 10 października 2017

Zakochany szpieg

Szpieg, który mnie kochał (The Spy Who Loved Me)
Wielka Brytania 1977
reż. Lewis Gilbert
gatunek: sensacyjny
zdjęcia: Claude Renoir
muzyka: Marvin Hamlisch

Szpiegiem, który mnie kochał po dziesięciu latach reżyser (obecnie dobiegający do setki) Lewis Gilbert powrócił do uniwersum agenta 007, gdyż wcześniej bardzo udanie zadebiutował w tej roli kręcąc Żyje się tylko dwa razy (jeszcze z Sean'em Connerym w roli Bonda). W drugim z trzech reżyserowanych przez Gilberta filmów o najsłynniejszym kinowym agencie w rolę szpiega wcielił się już Roger Moore. 


Niemal jednocześnie zostają porwane dwie atomowe łodzie podwodne. Problem w tym, że jedna z nich należy do Wielkiej Brytanii, druga zaś do Związku Radzieckiego. Agenci obu państw starają się dowiedzieć, co się stało. Zjednoczone Królestwo wspiera oczywiście agent 007 (Roger Moore), zaś stronę radziecką reprezentuje urocza Anja Amasowa (Barbara Bach). Ich trop wiedzie do Egiptu, gdzie muszą połączyć swe siły. Odkrywają też, że za porwaniem stoi niejaki Karl Stromberg (Curd Jürgens)...


Spotkałem się z kilkoma opiniami, które stawiają tę część przygód Jamesa Bonda wśród najlepszych odcinków serii. Jest to dla mnie dość kontrowersyjna opinia, gdyż sam tak nie uważam, jednak prawdą jest, że odsłona ta przyniosła uniwersum kilka kultowych scen oraz postaci. Najważniejszą z nich jest na pewno pojawienie się osoby Buźki (Richard Kiel), który to będzie dla Bonda swoistym Nemezis w tej, jak i kolejnej odsłonie jego przygód. Ten posiadający charakterystyczny uśmiech olbrzym na sterydach jest jedną z najbardziej zapamiętanych postaci epizodycznych w całej ponad stuletniej historii kina. Pamiętam, że oglądając z rodzicami filmy o Bondzie to właśnie świętej pamięci Kiel zostawał w świadomości na najdłużej. 
Oprócz tego mamy do czynienia z typowo bondowską linią fabularną, gdzie pewien ciąg przyczynowo-skutkowy jest zachowany, a całość ma swoje stałe punkty. Ogólna intryga nie jest specjalnie odkrywcza, a gdyby nie obecność Barbary Bach w roli agentki radzieckiego wywiadu byłaby jeszcze słabsza. Wątek Stromberga zaś jest moim zdaniem jednym ze słabszych w całej serii, i ten czarny charakter pozostaje w tyle za najsłynniejszymi rywalami Bonda. 
Każdy fan sensacyjnych przygód 007 na pewno powinien obejrzeć ten film i zapewne spodoba mu się to, co widzi na ekranie, jednak dla innych nie będzie to pozycja obowiązkowa. Solidny film ze sprawdzonego uniwersum, który jednak niczym (oprócz obecności Buźki) się nie wyróżnia. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz